wtorek, 24 maja 2016

Rozdział 14

(Diana)
Wieczór minął już w milszej atmosferze. Dużo z Justinem rozmawialiśmy, trochę się śmialiśmy i staraliśmy się bliżej poznać jak dobrzy znajomi.
-Chyba powinienem już iść- powiedział Justin wstając. Spojrzałam na zegarek i faktycznie było już dość późno a jutro do szkoły.
-Em..jasne. Rozumiem.- powiedziałam i również wstałam chcąc odprowadzić go do drzwi.
-Cieszę się, że mogłem spędzić z tobą ten czas oraz że nie jesteś już na mnie zła.- powiedział.
-Też się cieszę i przepraszam, że tak cie traktowałam zamiast na spokojnie pogadać.- powiedziałam zakłopotana.
-To już nieważne.- powiedział cicho głaskając mnie po policzku.- dobranoc shawty.- dodał i ucałował moje czoło.
Zaraz po tym drzwi się za nim zamknęły, a ja stałam jak słup i nie mogłam się ruszyć.
To dla mnie za wiele jak na dziś- pomyślałam i ruszyłam w stronę pokoju.
 Następnego dnia wstałam wypoczęta, chyba od dawna nie spałam tak dobrze.
Wyszykowałam się do szkoły i poszłam do kuchni gdzie przywitała mnie ze swoim podejrzanym uśmiechem mama.
-Hej mamo.- powiedziałam podejrzliwie.
-Hej córciu.- powiedziała jak gdyby nigdy nic.
-Coś się stało?- spytałam
-Nie, to znaczy...- była dziwnie podekscytowana.- Dostałam awans!- krzyknęła z radości a mi zrzedła mina. To znaczy...cieszę się oczywiście, ale jej awans oznacza, że nie będzie jej częściej w domu, a brakuje mi jej bardzo.
-Super.- udawałam zachwycenie.
-Nie cieszysz się?- spytała zmartwiona. Chyba nie jestem tak dobrą aktorką jak mi się wydawało.
-Cieszę się naprawdę. - podeszłam do niej i ją przytuliłam.- Zasłużyłaś na to.- powiedziałam i ucałowałam ją w policzek.
-Tak bardzo jestem podekscytowana. -dodała i podała mi talerz z kanapkami.
-A gdzie tata?- spytałam.
-Pojechał do firmy załatwić kilka spraw. Niedługo do niego dołączę. - powiedziała ścierając blat.
-Rozumiem
Gdy skończyłam jeść sniadanie, ubrałam moje ulubione butki i wyszłam do szkoły.
Droga minęła mi szybko mimo iż chciałam by trwała trochę dłużej. Miałam mętlik w głowie i zabolało mnie to, że pewnie po powrocie do domu znów będę sama.
-Hej -usłyszałam koło siebie.
-Hej Justin.- powiedziałam z lekkim uśmiechem.
-Coś się stało?- spytał. Hym...jakby czytał mi w myślach.
-Mama dostała awans.-powiedziałam ponuro.
-To chyba dobrze nie?- spytał zdziwiony.
-Tak, ale teraz będzie jeszcze rzadziej w domu, a ja znów będę sama.-powiedziałam, a łza spłynęła po moim policzku.
-Hej...-szybko wytarł łzę.- Nie płacz. -dodał z uśmiechem- Zawsze możesz zadzwonić do mnie i chętnie dotrzymam ci towarzystwa.- dodał i lekko mnie przytulił.
-Dzieki.- uśmiechnęłam się szczerze.
-Ym...Justin?- oboje odwróciliśmy się w kierunki Torry.
Ups. Kompletnie zapomniałam o niej.
-Znamy się?- spytał zdziwiony
-Nie znaczy...em..-zamotała się.
-To jest Torry moja koleżanka z drużyny. -wytłumaczyłam, a gdy oboje się rozgadali odsunęłam się i z lekkim ukłuciem zazdrości ruszyłam w kierunku szkoły.

W porze na lunch usiadłam w wolnej ławce i zaczęłam spożywać moje drugie sniadanie gdy nagle koło mnie pojawił się nie kto inni tylko Justin.
-Czemu uciekłaś tak nagle?- spytał, ale tylko wzruszyłam ramionami.
-To kiedy wasza randka?-spytałam zbyt oschle.
-Oh Lol...Znów jesteś zazdrosna?-spojrzał na mnie z cwaniackim uśmieszkiem.
-Nie jestem zazdrosna.-powiedziałam ostro.
-Okej okej..wierze.-powiedział śmiejąc się pod nosem.- Nie ma żadnej randki.-powiedział,a ja spojrzałam na niego zaciekawiona.
-Co?-spytałam zdezorientowana.
-Powiedziałem, że nie jestem zainteresowany.-wzruszył ramionami i ukradł mi jabłko w które się szybko wgryzł.
-Oh..-tylko tyle udało mi się wydusić. Znów się tylko poniżyłam i nic wiecej.
Gdy chciałam coś powiedzieć nagle zadzwonił Justina telefon. Spojrzał na wyświetlacz a jego mina momentalnie stała się mega poważna i wszystkie mięśnie się napięły.
-Czego?-odebrał po czym szybko wybiegł ze stołówki.
Co to było? Kto do niego dzwonił? Czemu tak zareagował?
Tyle pytań zero odpowiedzi. Justin jest...zagadką która chcę rozwiązać.
-------------------------------------------------------------------------------------------
wiem krótki ale wprowadza w ważną częśc tego opowiadania. Jeśli ktoś czyta to prosze o mały komentarz. :)

wtorek, 10 maja 2016

Rozdział 13

(Diana)
Od kilku dni unikam Justina, Brada i wszystkich dookoła. Jedynie z Sarą czasami rozmawiam, ale gdy tylko zaczyna wypytywać o Justina wymyślam jakieś bezsensowne wymówki i odchodzę.
Nie chce jej tłumaczyć niczego. Bo co niby mam tłumaczyć? Justin spotyka się z kimś, a mi nic do tego. Brad na razie przestał mnie nękać, ale widzę jak czasem zerka na mnie gdy jestem na treningach lub na przerwach w szkole.
Co do Debby to... nadal myśli, że jest gwiazdą i stara się mi dopiec, ale olewam ją i nie zawracam sobie nią zbytnio głowy. Szkoda nerwów, a po za tym nie będę zniżać się do jej poziomu.
    Właśnie skończyłam trening z dziewczynami i ruszyłam w stronę szatni, gdy nagle jedna z nich mnie zatrzymała.
-Hej Lol! Zaczekaj!- zatrzymałam się z wymuszonym uśmiechem. Ostatnio mało się uśmiecham, znaczy...mało się uśmiecham szczerze.
-Hej Torry- przywitałam się.- co jest?
-Słuchaj mam takie jedno pytanie...- powiedziała zakłopotana.
Torry zawsze była nieśmiała i cicha. W naszej grupie nie wywyższała się, nie wybiegała na przód. Robiła to co powinna i robiła to dobrze. Nie miałam jej nic do zarzucenia i jeśli nie chciała nie zmuszałam jej do otworzenia się.
-Jakie?- dopytałam pokazując jej więcej zainteresowania.
-No bo...-zaczęła nieśmiało.
-No powiedz, spokojnie, nie będę się śmiała czy coś.- dodałam jej otuchy.
-Czy Justin się z kimś spotyka?- spytała a ja oniemiałam. Ona i Justin? Znaczy..ona nie jest brzydka, ani głupia, ale... sama nie wiem. Zdziwiła mnie tym pytaniem i to bardzo.
Co mam jej powiedzieć? Z jednej strony mnie to nie obchodzi, ale z drugiej coś w środku mnie zabolało jak pomyślałam o nich razem.
-Cóż..- tym razem to ja byłam zakłopotana i nie wiedziałam co powiedzieć.
-Jasne rozumiem... wiem co chcesz powiedzieć.- machnęła lekceważąco ręką.- Jak on mógłby spojrzeć na kogoś takiego jak ja. Pewnie i tak ma dziewczynę. Takie ciacho to nie może być singlem.
Chyba, że tobie się podoba...to zrozumiem, Znaczy mi też się podoba, ale byłaś pierwsza wiec...
-Nie nie nie...to nie tak.- przerwałam jej szybko.- On mi się nie podoba...znaczy...-znów nie wiedziałam co powiedzieć. Nie to że mi się nie podobał bo podobał, ale nie mogłam, nie umiałam powiedzieć tego na głos. On pewnie nic do mnie nie czuje, Pomógł mi tylko i z litości spotkał się ze mną dwa, trzy razy...- Sądzę, że z nikim się nie spotyka..znaczy, nie wiem. Nie rozmawiam z nim ostatnio.- dokończyłam.
-Oh...rozumiem.- powiedziała znów zakłopotana.- Tak wiec...jak myślisz mogę do niego zagadać?- spytała z nadzieją. Nie umiałam zaprzeczyć. Nie mogłam. Wyszłoby, że jestem zazdrosna albo wredna. Ona jest naprawdę dobrą dziewczyną i jeśli on ma być z kimś to niech to będzie ona. Przynajmniej nie zrani go tak jak Brad zranił mnie.
-Jak chcesz możesz spróbować.-powiedziałam z lekkim uśmiechem. - Jesteś fajną dziewczyną wiec sądzę, że mu się spodobasz. On też wydaję się spoko chłopakiem.- powiedziałam i odwróciłam się w stronę wyjścia bez pożegnania. Nie umiałam spojrzeć jej w oczy.
Nie wiem czemu, ale czułam się źle i chciało mi się płakać. Jestem sama, nie mam komu się wyżalić. Nie wiem co czuje, co myśleć nie wiem co robić.

Po lekcjach wróciłam prosto do domu. Weszłam do pokoju i jakie było moje zdziwienie gdy na moim łóżku zobaczyłam nikogo innego jak samego Justina Biebera.
-Co ty tu robisz?- spytałam zdziwiona szybko wycierając policzki. Płakałam, ale on nie musiał o tym wiedzieć. Na moje nieszczęście widział to bo wstał i stanął ze mną twarzą w twarz.
-Płakałaś?- spytał pocierając kciukiem mój policzek.
-Nieważne. Nie twój interes.- strzepnęłam jego rękę.- Jak się dostałeś do mojego domu?- spytałam szybko.
-Oknem.-powiedział wzruszając ramionami i uśmiechając się cwaniacko. -Czemu płakałaś?- spytał podchodząc jeszcze bliżej.
-Justin daj spokój.- odepchnęłam go i podeszłam w stronę łóżka. Położyłam się na nim twarzą w poduszkach.- Idź stąd. Szkoda twojego czasu.- wymamrotałam a pojedyncza łza znów spłynęła po moim policzku.
-Ale ja nie chce nigdzie iść- powiedział i poczułam jak obok mnie ugina się materac co oznaczało, że usiadł. -Tu mi najlepiej.- dodał pocierając moje plecy.
-A nie przy blondynce spod sklepu?- spytałam ze złością, ale zaraz gdy te słowa wyleciały z moich ust miałam ochote walnąć się w łeb. No i wyszło szydło z worka.
-Jaka blondynka?- spytał zakłopotany.
-Nikt, nieważne.- wymamrotałam zakłopotana. Dobrze, że nie widział mojej twarzy bo właśnie byłam czerwona jak burak.
- Lol przestań w końcu mnie odpychać i powiedz o co ci chodzi bo nie rozumiem.- warknął i wstał zirytowany. - Od kilku dni się dziwnie zachowujesz. Zrobiłem coś?- nie dawał za wygraną.
-Nie.- powiedziałam i usiadłam po turecku na łóżku.
-Wiec o co chodzi? Dlaczego ciągle płaczesz? I o jaką blondynkę ci chodziło?- wypytywał odgarniając mi ręką włosy z twarzy.
-Kilka dni temu widziałam cię pod sklepem z jakąś blondynką przy twoim motorze.- powiedziałam spuszczając wzrok.- Śmialiście się, bawiłeś się jej włosami, a ona śliniła się na twój widok.- mówiłam dalej nie patrząc na niego.
-Lol...to nie tak.- powiedział podnosząc palcami mój podbródek.- To była moja stara znajoma. Ona nic dla mnie nie znaczy. Mamy wspólną przeszłość..- odkaszlnął zakłopotany. Chyba domyślam się co to za przeszłość.- ale to nic dla mnie nie znaczyło. Nie spotykam się z nią. Spotkałem ją, chciała czegoś ode mnie, ale odmówiłem.- powiedział.
-Spoko, nie musisz mi się tłumaczyć.- powiedziałam obojętnie, ale w głębi duszy cieszyłam się jak dziecko wiedząc, że on z nią nie jest, a ona nic dla niego nie znaczy.
-Musze, bo nie chce byś myślała, że nasza znajomość nic dla mnie nie znaczy i zabawiam się z innymi na boku.- powiedział, a ja zrobiłam się czerwona.- Po za tym uroczo wyglądasz gdy jesteś zazdrosna.-zaśmiał się lekko.
-Ej! Wcale nie jestem zazdrosna!- powiedziałam oburzona rzucając w niego poduszką.
- O nie jasne. Uważaj bo ci uwierzę.- powiedział śmiejąc się dalej, a ja znów rzuciłam w niego poduszką, tylko tym razem zrobił unik. -To już drugi raz. Grabisz sobie!- ostrzegł.
-Dupek.- wytknęłam mu język z uśmiechem.
-Już po tobie.- powiedział i rzucił się na mnie zaczynając mnie łaskotać i uderzać lekko poduszką.-Przeproś- powiedział, a dalej się śmiałam jak opętana.
-Nie.-powiedziałam, ale zaraz tego pożałowałam bo dostałam kolejny raz z poduszki.
I tak zaczęła się wojna na poduszki, podczas której wylądowaliśmy na podłodze w niezręcznej pozycji...mianowicie on leżał na mnie, patrząc mi prosto w oczy. Jego twarz była bardzo blisko. Wokół stało się cicho i jedyne co się teraz w mojej głowie kręciło to jego usta, chęć pocałowania go i oczy...te hipnotyzujące, karmelowe tęczówki w których można się zatracić bez końca.
Zbliżał się do mnie powoli patrząc pierw w moje oczy potem na usta i tak na zmianę. To było dziwne uczucie. Nie wiem ile tak trwaliśmy, ale jak dla mnie to mogłoby byś wieki.
-Nie przeszkadzamy? - usłyszeliśmy nagle i szybko od siebie odskoczyliśmy.
-Mama? - spytałam zdziwiona.
-I tata!- powiedział zadowolony ojciec.
-Co wy tutaj robicie?- spytałam próbując doprowadzić się do porządku po tej dziwnej, ale bardzo przyjemnej sytuacji.
-Przyjechaliśmy do domu wcześniej nie możemy?-spytała zdziwiona mama uśmiechając się od ucha do ucha. Już wyobrażam sobie te wszystkie pytania, które rodzą się w jej głowie i tylko czeka, aż zostaniemy same.
-To ja już pójdę.- powiedział Justin wstając z podłogi zakłopotany.
-Niee zostań- powiedziała szybko mama.- Zjesz z nami kolacje?- spytała,a ja spojrzałam na nią ze sztyletami w oczach
-Mamo!- powiedziałam dając jej znak aby odpuściła.
-No co? Chętnie poznamy twojego nowego chłopaka.- powiedziała puszczając do nas oczko i wyszła razem z tatą z pokoju.
-On nie jest moim chłopakiem.!- odkrzyknęłam szybko.
-To było dziwne.- powiedział pomagając mi wstać.
-Przepraszam cię za nich. Nie wiedziałam, że tak szybko przyjadą. Zazwyczaj dzwonili mówiąc, że zostają dłużej.- powiedziałam sprzątając wszystkie poduszki.
-Wydają się być mili.- powiedział, a ja się lekko uśmiechnęłam.
-Poczekaj do kolacji. -zaśmiałam się- Będziesz jak na komisariacie na przesłuchaniu, albo jak u księdza u spowiedzi. Mama to ci nie da spokoju. A tata będzie udawał twardego ojca który nie pozwoli skrzywdzić ci swojej córeczki.- zaśmiałam się a on razem ze mną.
-Wiec musze mu udowodnić, że nie skrzywdzę.- powiedział szeptając mi na ucho. Po całym ciele przeszły mnie dreszcze. Jak on na mnie działa!
-Tak wiec...zostajesz na kolacji?- przerwałam tą niezręczną cisze.
-Z chęcią. - powiedział siadając na moim łóźku.
-super.- powiedziałam jakby do siebie, ale i tak pewnie usłyszał.

W czasie kolacji tak jak przewidziałam, nie obyło się bez przesłuchania i sprawiania, że byłam coraz bardziej zażenowana i czerwona na twarzy. Justin mimo to odpowiadał na wszystkie pytania na luzie z uśmiechem na ustach i widać, że zrobił wrażenie na moich rodzicach. Na mnie zresztą też. Nie jeden już dawno uciekłby gdzie pieprz rośnie, a on? Zachowywał się jakby to wszystko go nie ruszało. I jakby ta rozmowa była najzwyczajniejsza na świecie, a uwierzcie nie była.
-Mamo? Tato?  skończyliście?- spytałam z nadzieją.
-Oj Diana daj spokój. Tylko pytamy. Jesteśmy ciekawi jaki jest twój chłopak.- powiedziała, a ja prawie się udusiłam makaronem który właśnie jadłam.
-To nie jest mój chłopak. Mówiłam ci już.- powiedziałam przewracając oczami.
-A Justin...Czym zajmują się twoi rodzice?- spytał tata, a ja spojrzałam na Justina chcąc sprawdzić jak zareaguje na to pytanie.
-Tato..-zaczęłam, ale Justin mi przerwał.
-Nie Lol. Odpowiem.- powiedział spoglądając na mnie łagodnie, chcąc pokazać, że jest w porządku.
-Mama pracowała jako kelnerka w kilku restauracjach, a tata jest muzykiem.-powiedział
-Może poznamy ich któregoś dnia. Spotkamy się na kawę czy coś.- powiedziała mama a ja skarciłam ją wzrokiem.
-Mamo!-powiedziałam.
-Możliwe.- powiedział Justin, ale już bez tego całego entuzjazmu co wcześniej. Jego rodzina to drażliwy dla niego temat. Nie wiem co przeżył kiedyś i ...w sumie bardzo mało wiem o nim.
-My już pójdziemy do mnie- powiedziałam łapiąc Justina za rękę.
-Tylko grzecznie.-krzyknęła mama,a ja westchnęłam wywracając oczami.