wtorek, 24 maja 2016

Rozdział 14

(Diana)
Wieczór minął już w milszej atmosferze. Dużo z Justinem rozmawialiśmy, trochę się śmialiśmy i staraliśmy się bliżej poznać jak dobrzy znajomi.
-Chyba powinienem już iść- powiedział Justin wstając. Spojrzałam na zegarek i faktycznie było już dość późno a jutro do szkoły.
-Em..jasne. Rozumiem.- powiedziałam i również wstałam chcąc odprowadzić go do drzwi.
-Cieszę się, że mogłem spędzić z tobą ten czas oraz że nie jesteś już na mnie zła.- powiedział.
-Też się cieszę i przepraszam, że tak cie traktowałam zamiast na spokojnie pogadać.- powiedziałam zakłopotana.
-To już nieważne.- powiedział cicho głaskając mnie po policzku.- dobranoc shawty.- dodał i ucałował moje czoło.
Zaraz po tym drzwi się za nim zamknęły, a ja stałam jak słup i nie mogłam się ruszyć.
To dla mnie za wiele jak na dziś- pomyślałam i ruszyłam w stronę pokoju.
 Następnego dnia wstałam wypoczęta, chyba od dawna nie spałam tak dobrze.
Wyszykowałam się do szkoły i poszłam do kuchni gdzie przywitała mnie ze swoim podejrzanym uśmiechem mama.
-Hej mamo.- powiedziałam podejrzliwie.
-Hej córciu.- powiedziała jak gdyby nigdy nic.
-Coś się stało?- spytałam
-Nie, to znaczy...- była dziwnie podekscytowana.- Dostałam awans!- krzyknęła z radości a mi zrzedła mina. To znaczy...cieszę się oczywiście, ale jej awans oznacza, że nie będzie jej częściej w domu, a brakuje mi jej bardzo.
-Super.- udawałam zachwycenie.
-Nie cieszysz się?- spytała zmartwiona. Chyba nie jestem tak dobrą aktorką jak mi się wydawało.
-Cieszę się naprawdę. - podeszłam do niej i ją przytuliłam.- Zasłużyłaś na to.- powiedziałam i ucałowałam ją w policzek.
-Tak bardzo jestem podekscytowana. -dodała i podała mi talerz z kanapkami.
-A gdzie tata?- spytałam.
-Pojechał do firmy załatwić kilka spraw. Niedługo do niego dołączę. - powiedziała ścierając blat.
-Rozumiem
Gdy skończyłam jeść sniadanie, ubrałam moje ulubione butki i wyszłam do szkoły.
Droga minęła mi szybko mimo iż chciałam by trwała trochę dłużej. Miałam mętlik w głowie i zabolało mnie to, że pewnie po powrocie do domu znów będę sama.
-Hej -usłyszałam koło siebie.
-Hej Justin.- powiedziałam z lekkim uśmiechem.
-Coś się stało?- spytał. Hym...jakby czytał mi w myślach.
-Mama dostała awans.-powiedziałam ponuro.
-To chyba dobrze nie?- spytał zdziwiony.
-Tak, ale teraz będzie jeszcze rzadziej w domu, a ja znów będę sama.-powiedziałam, a łza spłynęła po moim policzku.
-Hej...-szybko wytarł łzę.- Nie płacz. -dodał z uśmiechem- Zawsze możesz zadzwonić do mnie i chętnie dotrzymam ci towarzystwa.- dodał i lekko mnie przytulił.
-Dzieki.- uśmiechnęłam się szczerze.
-Ym...Justin?- oboje odwróciliśmy się w kierunki Torry.
Ups. Kompletnie zapomniałam o niej.
-Znamy się?- spytał zdziwiony
-Nie znaczy...em..-zamotała się.
-To jest Torry moja koleżanka z drużyny. -wytłumaczyłam, a gdy oboje się rozgadali odsunęłam się i z lekkim ukłuciem zazdrości ruszyłam w kierunku szkoły.

W porze na lunch usiadłam w wolnej ławce i zaczęłam spożywać moje drugie sniadanie gdy nagle koło mnie pojawił się nie kto inni tylko Justin.
-Czemu uciekłaś tak nagle?- spytał, ale tylko wzruszyłam ramionami.
-To kiedy wasza randka?-spytałam zbyt oschle.
-Oh Lol...Znów jesteś zazdrosna?-spojrzał na mnie z cwaniackim uśmieszkiem.
-Nie jestem zazdrosna.-powiedziałam ostro.
-Okej okej..wierze.-powiedział śmiejąc się pod nosem.- Nie ma żadnej randki.-powiedział,a ja spojrzałam na niego zaciekawiona.
-Co?-spytałam zdezorientowana.
-Powiedziałem, że nie jestem zainteresowany.-wzruszył ramionami i ukradł mi jabłko w które się szybko wgryzł.
-Oh..-tylko tyle udało mi się wydusić. Znów się tylko poniżyłam i nic wiecej.
Gdy chciałam coś powiedzieć nagle zadzwonił Justina telefon. Spojrzał na wyświetlacz a jego mina momentalnie stała się mega poważna i wszystkie mięśnie się napięły.
-Czego?-odebrał po czym szybko wybiegł ze stołówki.
Co to było? Kto do niego dzwonił? Czemu tak zareagował?
Tyle pytań zero odpowiedzi. Justin jest...zagadką która chcę rozwiązać.
-------------------------------------------------------------------------------------------
wiem krótki ale wprowadza w ważną częśc tego opowiadania. Jeśli ktoś czyta to prosze o mały komentarz. :)

wtorek, 10 maja 2016

Rozdział 13

(Diana)
Od kilku dni unikam Justina, Brada i wszystkich dookoła. Jedynie z Sarą czasami rozmawiam, ale gdy tylko zaczyna wypytywać o Justina wymyślam jakieś bezsensowne wymówki i odchodzę.
Nie chce jej tłumaczyć niczego. Bo co niby mam tłumaczyć? Justin spotyka się z kimś, a mi nic do tego. Brad na razie przestał mnie nękać, ale widzę jak czasem zerka na mnie gdy jestem na treningach lub na przerwach w szkole.
Co do Debby to... nadal myśli, że jest gwiazdą i stara się mi dopiec, ale olewam ją i nie zawracam sobie nią zbytnio głowy. Szkoda nerwów, a po za tym nie będę zniżać się do jej poziomu.
    Właśnie skończyłam trening z dziewczynami i ruszyłam w stronę szatni, gdy nagle jedna z nich mnie zatrzymała.
-Hej Lol! Zaczekaj!- zatrzymałam się z wymuszonym uśmiechem. Ostatnio mało się uśmiecham, znaczy...mało się uśmiecham szczerze.
-Hej Torry- przywitałam się.- co jest?
-Słuchaj mam takie jedno pytanie...- powiedziała zakłopotana.
Torry zawsze była nieśmiała i cicha. W naszej grupie nie wywyższała się, nie wybiegała na przód. Robiła to co powinna i robiła to dobrze. Nie miałam jej nic do zarzucenia i jeśli nie chciała nie zmuszałam jej do otworzenia się.
-Jakie?- dopytałam pokazując jej więcej zainteresowania.
-No bo...-zaczęła nieśmiało.
-No powiedz, spokojnie, nie będę się śmiała czy coś.- dodałam jej otuchy.
-Czy Justin się z kimś spotyka?- spytała a ja oniemiałam. Ona i Justin? Znaczy..ona nie jest brzydka, ani głupia, ale... sama nie wiem. Zdziwiła mnie tym pytaniem i to bardzo.
Co mam jej powiedzieć? Z jednej strony mnie to nie obchodzi, ale z drugiej coś w środku mnie zabolało jak pomyślałam o nich razem.
-Cóż..- tym razem to ja byłam zakłopotana i nie wiedziałam co powiedzieć.
-Jasne rozumiem... wiem co chcesz powiedzieć.- machnęła lekceważąco ręką.- Jak on mógłby spojrzeć na kogoś takiego jak ja. Pewnie i tak ma dziewczynę. Takie ciacho to nie może być singlem.
Chyba, że tobie się podoba...to zrozumiem, Znaczy mi też się podoba, ale byłaś pierwsza wiec...
-Nie nie nie...to nie tak.- przerwałam jej szybko.- On mi się nie podoba...znaczy...-znów nie wiedziałam co powiedzieć. Nie to że mi się nie podobał bo podobał, ale nie mogłam, nie umiałam powiedzieć tego na głos. On pewnie nic do mnie nie czuje, Pomógł mi tylko i z litości spotkał się ze mną dwa, trzy razy...- Sądzę, że z nikim się nie spotyka..znaczy, nie wiem. Nie rozmawiam z nim ostatnio.- dokończyłam.
-Oh...rozumiem.- powiedziała znów zakłopotana.- Tak wiec...jak myślisz mogę do niego zagadać?- spytała z nadzieją. Nie umiałam zaprzeczyć. Nie mogłam. Wyszłoby, że jestem zazdrosna albo wredna. Ona jest naprawdę dobrą dziewczyną i jeśli on ma być z kimś to niech to będzie ona. Przynajmniej nie zrani go tak jak Brad zranił mnie.
-Jak chcesz możesz spróbować.-powiedziałam z lekkim uśmiechem. - Jesteś fajną dziewczyną wiec sądzę, że mu się spodobasz. On też wydaję się spoko chłopakiem.- powiedziałam i odwróciłam się w stronę wyjścia bez pożegnania. Nie umiałam spojrzeć jej w oczy.
Nie wiem czemu, ale czułam się źle i chciało mi się płakać. Jestem sama, nie mam komu się wyżalić. Nie wiem co czuje, co myśleć nie wiem co robić.

Po lekcjach wróciłam prosto do domu. Weszłam do pokoju i jakie było moje zdziwienie gdy na moim łóżku zobaczyłam nikogo innego jak samego Justina Biebera.
-Co ty tu robisz?- spytałam zdziwiona szybko wycierając policzki. Płakałam, ale on nie musiał o tym wiedzieć. Na moje nieszczęście widział to bo wstał i stanął ze mną twarzą w twarz.
-Płakałaś?- spytał pocierając kciukiem mój policzek.
-Nieważne. Nie twój interes.- strzepnęłam jego rękę.- Jak się dostałeś do mojego domu?- spytałam szybko.
-Oknem.-powiedział wzruszając ramionami i uśmiechając się cwaniacko. -Czemu płakałaś?- spytał podchodząc jeszcze bliżej.
-Justin daj spokój.- odepchnęłam go i podeszłam w stronę łóżka. Położyłam się na nim twarzą w poduszkach.- Idź stąd. Szkoda twojego czasu.- wymamrotałam a pojedyncza łza znów spłynęła po moim policzku.
-Ale ja nie chce nigdzie iść- powiedział i poczułam jak obok mnie ugina się materac co oznaczało, że usiadł. -Tu mi najlepiej.- dodał pocierając moje plecy.
-A nie przy blondynce spod sklepu?- spytałam ze złością, ale zaraz gdy te słowa wyleciały z moich ust miałam ochote walnąć się w łeb. No i wyszło szydło z worka.
-Jaka blondynka?- spytał zakłopotany.
-Nikt, nieważne.- wymamrotałam zakłopotana. Dobrze, że nie widział mojej twarzy bo właśnie byłam czerwona jak burak.
- Lol przestań w końcu mnie odpychać i powiedz o co ci chodzi bo nie rozumiem.- warknął i wstał zirytowany. - Od kilku dni się dziwnie zachowujesz. Zrobiłem coś?- nie dawał za wygraną.
-Nie.- powiedziałam i usiadłam po turecku na łóżku.
-Wiec o co chodzi? Dlaczego ciągle płaczesz? I o jaką blondynkę ci chodziło?- wypytywał odgarniając mi ręką włosy z twarzy.
-Kilka dni temu widziałam cię pod sklepem z jakąś blondynką przy twoim motorze.- powiedziałam spuszczając wzrok.- Śmialiście się, bawiłeś się jej włosami, a ona śliniła się na twój widok.- mówiłam dalej nie patrząc na niego.
-Lol...to nie tak.- powiedział podnosząc palcami mój podbródek.- To była moja stara znajoma. Ona nic dla mnie nie znaczy. Mamy wspólną przeszłość..- odkaszlnął zakłopotany. Chyba domyślam się co to za przeszłość.- ale to nic dla mnie nie znaczyło. Nie spotykam się z nią. Spotkałem ją, chciała czegoś ode mnie, ale odmówiłem.- powiedział.
-Spoko, nie musisz mi się tłumaczyć.- powiedziałam obojętnie, ale w głębi duszy cieszyłam się jak dziecko wiedząc, że on z nią nie jest, a ona nic dla niego nie znaczy.
-Musze, bo nie chce byś myślała, że nasza znajomość nic dla mnie nie znaczy i zabawiam się z innymi na boku.- powiedział, a ja zrobiłam się czerwona.- Po za tym uroczo wyglądasz gdy jesteś zazdrosna.-zaśmiał się lekko.
-Ej! Wcale nie jestem zazdrosna!- powiedziałam oburzona rzucając w niego poduszką.
- O nie jasne. Uważaj bo ci uwierzę.- powiedział śmiejąc się dalej, a ja znów rzuciłam w niego poduszką, tylko tym razem zrobił unik. -To już drugi raz. Grabisz sobie!- ostrzegł.
-Dupek.- wytknęłam mu język z uśmiechem.
-Już po tobie.- powiedział i rzucił się na mnie zaczynając mnie łaskotać i uderzać lekko poduszką.-Przeproś- powiedział, a dalej się śmiałam jak opętana.
-Nie.-powiedziałam, ale zaraz tego pożałowałam bo dostałam kolejny raz z poduszki.
I tak zaczęła się wojna na poduszki, podczas której wylądowaliśmy na podłodze w niezręcznej pozycji...mianowicie on leżał na mnie, patrząc mi prosto w oczy. Jego twarz była bardzo blisko. Wokół stało się cicho i jedyne co się teraz w mojej głowie kręciło to jego usta, chęć pocałowania go i oczy...te hipnotyzujące, karmelowe tęczówki w których można się zatracić bez końca.
Zbliżał się do mnie powoli patrząc pierw w moje oczy potem na usta i tak na zmianę. To było dziwne uczucie. Nie wiem ile tak trwaliśmy, ale jak dla mnie to mogłoby byś wieki.
-Nie przeszkadzamy? - usłyszeliśmy nagle i szybko od siebie odskoczyliśmy.
-Mama? - spytałam zdziwiona.
-I tata!- powiedział zadowolony ojciec.
-Co wy tutaj robicie?- spytałam próbując doprowadzić się do porządku po tej dziwnej, ale bardzo przyjemnej sytuacji.
-Przyjechaliśmy do domu wcześniej nie możemy?-spytała zdziwiona mama uśmiechając się od ucha do ucha. Już wyobrażam sobie te wszystkie pytania, które rodzą się w jej głowie i tylko czeka, aż zostaniemy same.
-To ja już pójdę.- powiedział Justin wstając z podłogi zakłopotany.
-Niee zostań- powiedziała szybko mama.- Zjesz z nami kolacje?- spytała,a ja spojrzałam na nią ze sztyletami w oczach
-Mamo!- powiedziałam dając jej znak aby odpuściła.
-No co? Chętnie poznamy twojego nowego chłopaka.- powiedziała puszczając do nas oczko i wyszła razem z tatą z pokoju.
-On nie jest moim chłopakiem.!- odkrzyknęłam szybko.
-To było dziwne.- powiedział pomagając mi wstać.
-Przepraszam cię za nich. Nie wiedziałam, że tak szybko przyjadą. Zazwyczaj dzwonili mówiąc, że zostają dłużej.- powiedziałam sprzątając wszystkie poduszki.
-Wydają się być mili.- powiedział, a ja się lekko uśmiechnęłam.
-Poczekaj do kolacji. -zaśmiałam się- Będziesz jak na komisariacie na przesłuchaniu, albo jak u księdza u spowiedzi. Mama to ci nie da spokoju. A tata będzie udawał twardego ojca który nie pozwoli skrzywdzić ci swojej córeczki.- zaśmiałam się a on razem ze mną.
-Wiec musze mu udowodnić, że nie skrzywdzę.- powiedział szeptając mi na ucho. Po całym ciele przeszły mnie dreszcze. Jak on na mnie działa!
-Tak wiec...zostajesz na kolacji?- przerwałam tą niezręczną cisze.
-Z chęcią. - powiedział siadając na moim łóźku.
-super.- powiedziałam jakby do siebie, ale i tak pewnie usłyszał.

W czasie kolacji tak jak przewidziałam, nie obyło się bez przesłuchania i sprawiania, że byłam coraz bardziej zażenowana i czerwona na twarzy. Justin mimo to odpowiadał na wszystkie pytania na luzie z uśmiechem na ustach i widać, że zrobił wrażenie na moich rodzicach. Na mnie zresztą też. Nie jeden już dawno uciekłby gdzie pieprz rośnie, a on? Zachowywał się jakby to wszystko go nie ruszało. I jakby ta rozmowa była najzwyczajniejsza na świecie, a uwierzcie nie była.
-Mamo? Tato?  skończyliście?- spytałam z nadzieją.
-Oj Diana daj spokój. Tylko pytamy. Jesteśmy ciekawi jaki jest twój chłopak.- powiedziała, a ja prawie się udusiłam makaronem który właśnie jadłam.
-To nie jest mój chłopak. Mówiłam ci już.- powiedziałam przewracając oczami.
-A Justin...Czym zajmują się twoi rodzice?- spytał tata, a ja spojrzałam na Justina chcąc sprawdzić jak zareaguje na to pytanie.
-Tato..-zaczęłam, ale Justin mi przerwał.
-Nie Lol. Odpowiem.- powiedział spoglądając na mnie łagodnie, chcąc pokazać, że jest w porządku.
-Mama pracowała jako kelnerka w kilku restauracjach, a tata jest muzykiem.-powiedział
-Może poznamy ich któregoś dnia. Spotkamy się na kawę czy coś.- powiedziała mama a ja skarciłam ją wzrokiem.
-Mamo!-powiedziałam.
-Możliwe.- powiedział Justin, ale już bez tego całego entuzjazmu co wcześniej. Jego rodzina to drażliwy dla niego temat. Nie wiem co przeżył kiedyś i ...w sumie bardzo mało wiem o nim.
-My już pójdziemy do mnie- powiedziałam łapiąc Justina za rękę.
-Tylko grzecznie.-krzyknęła mama,a ja westchnęłam wywracając oczami.

piątek, 29 kwietnia 2016

Rozdział 12

(Diana)
Kolejny dzień nie był taki zły choć gdy weszłam do szkoły nie obeszło się bez plotek i szeptów wokół mnie. Później jednak cały czas była koło mnie Sara oraz Justin i ludzie trochę ucichli.
Po lekcjach postanowiłam zrobić szybkie zakupy do domu i pouczyć się na sprawdzian z fizyki, wiec od razu po szkole ruszyłam w wybrany przeze mnie cel.
W sklepie wybrałam kilka rzeczy i poszłam w stronę kasy. Nie dane mi było jednak w spokoju spędzić to popołudnie bo wychodząc ze sklepu zobaczyłam Justina z jakąś laską u boku.
Może nie zwróciłabym na nich zbytnio uwagi, ale ostatnio zbliżyliśmy się do siebie z Justinem...tak mi się przynajmniej wydawało, a teraz widzę go z jakąś blond lalą uwieszoną na jego szyi i śliniącej się na jego widok. On uśmiechał się do niej słodko i bawił się jej włosami opierając się o swój motor.
Poczułam coś dziwnego w środku widząc ich razem. Trochę mnie to zabolało. Sama nie wiem czemu. Nic mnie nie łączy z Justinem, ale jednak...sama nie wiem.
Opuszczając głowę i omijając ich szerokim łukiem wsiadłam do auta i odjechałam.
Wciąż przed oczami miałam tych dwoje, ale starałam się skupić na drodze.
-Daj spokój Lol. On nic dla ciebie nie znaczy.- mówiłam do siebie. 4
Zaparkowałam przed domem, zabrałam zakupy i ruszyłam w stronę domu. Co mnie zdziwiło to samochód rodziców przed drzwiami. Co oni tu robili?Przyjechali?
-Mamo?Tato?-krzyknęłam wchodząc do domu i rzucając klucze i zakupy na stół w kuchni.
-Hej córciu.- nagle w zasięgu mojego wzroku pojawiła się mama z uśmiechem na ustach i szybko mnie przytuliła po czym ruszyła do salonu.
-Mamo? Coś się stało? Wróciliście na dłużej?- spytałam idąc za nią.
-Ja wróciłam na dwa, trzy dni bo muszę pozałatwiać kilka spraw w mieście.
-Rozumiem- powiedziałam kierując się w stronę swojego pokoju.
Po godzinie usłyszałam tylko jak mama krzyczy, że wychodzi i nie wie o której wróci, a potem trzaśnięcie drzwiami. Westchnęłam i zamykając zeszyt zeszłam zrobić sobie kolację.
Siedząc przed telewizorem i pożerając moje kanapki usłyszałam dzwonek do drzwi.
Spojrzałam na zegarek.. 20. Wow, ale się zasiedziałam. Po za tym kto o tej godzinie dobija się do moich drzwi? Może mama zapomniała kluczy czy coś.
-Hej mam....-zatrzymałam się widząc osobę której najmniej się spodziewałam.
-Możemy pogadać?- spytał Brad.
-Nie.- powiedziałam i chciałam zamknąć drzwi, ale mi przeszkodził.
-Tylko chwilę.- powiedział z błagalnym wzrokiem.
-Masz 5 min.- powiedziałam i wpuściłam go do środka.
Usiedliśmy na kanapie w salonie i spojrzałam na niego wyczekująco.
Nie czułam się przy nim swobodnie, nie po tym wszystkim co mi zrobił. Chciałam, żeby powiedział co chciał i wyszedł. Żeby zniknął z mojego życia w każdy możliwy sposób.
-A wiec?- zaczęłam widząc jak nad czymś intensywnie myśli.-Czas leci -dodałam.
-Lol,kochanie...
-Nie mów do mnie kochanie.- przerwałam mu szybko.
-Lol, to nie tak jak myślisz. Ona nic dla mnie nie znaczy.- tłumaczył się.
-Daj spokój okej?- powiedziałam poirytowana- To wszystko? Nie mam ochoty więcej tego słuchać.
-Ale ja naprawdę cię kocham!.- powiedział, a ja się zaśmiałam.
-Gdybyś mnie kochał to byś mnie nie zdradził- powiedziałam wściekła.
-To był błąd, przepraszam, ja...-dalej się tłumaczył a ja miałam dość tego wszystkiego.
-Tak, choć w jednym się zgadzamy. To był błąd. Błąd nie do wybaczenia, po za tym słyszałam, że to nie była jednorazowa przygoda.- spojrzałam na niego przenikliwie.
-Lol Ja naprawdę...- zaczął ale mu przerwałam.
-Wyjdź!- krzyknęłam wskazując na drzwi.
-Ale..
-Wyjdź!- powtórzyłam. Wstał z opuszczoną głową i ruszył w stronę drzwi.
-Kocham cię pamiętaj o tym.- i wyszedł zostawiając mnie kompletnie załamaną.
Czy on nie może dać mi spokoju? Nie wystarczająco przez niego zostałam zraniona? Nie chce go znać. Nie kocham go. Zranił mnie, zależało mi na nim, ale nie jest mi źle bez niego. Gorzej się czuje przez to, że on nie chce dać mi spokoju.

******

-Hej Lol, zaczekaj.- usłyszałam dobrze znany mi głos.
-Hej Justin. - powiedziałam bez uczuć.
-Coś się stało?-spytał zdezorientowany.
-Nie.- skłamałam. Stało się! Wczoraj nie dość, że widziałam cie z jakąś blond lalą to na dobitkę Brad postanowił mnie odwiedzić w domu i mówić mi,że mnie kocha. Ale nie..nic się nie stało.
Przewróciłam oczami na moje ciągłe powracanie myślami do wczorajszego dnia.
Nie spałam pół nocy przez te wszystkie wydarzenia.
-Okeeej.- powiedział podejrzliwie.- Mam pytanie.- zatrzymał mnie i podrapał się po karku zakłopotany.
-Jakie?-spytałam lekko zdenerwowana chcąc jak najszybciej zniknąć z tego miejsca w którym on też jest.
-Chciałabyś się może dziś spotkać? - spytał patrząc na mnie z nadzieją.
-Po co?- spytałam, Nie chciałbyś się spotkać ze swoją blondyneczką? Chciałam dodać,ale się powstrzymałam.
-No em...- znów stał się dziwnie zakłopotany.- Chciałbym cię gdzieś zabrać.- powiedział szybko.
-Okej.- zgodziłam się po czym go wyminęłam nie mówiąc nic więcej. Sama nie wiem czemu się zgodziłam. Może dlatego że chciałam mieć spokój i pójść spokojnie na lekcje? Albo dlatego że w głębi duszy miałam nadzieje, że to dla niego jednak coś znaczy.

*********

Reszta lekcji minęła dość szybko, może za szybko.
Idąc w stronę samochodu starałam się nie rozglądać by nie trafić na kogoś kto chciałby zadawać pytania czy mnie jeszcze bardziej denerwować. Chciałam po prostu wrócić do domu i położyć się do łóżka.
-Lol.- moj pech jednak sprawił, że jednak na kogoś musiałam trafić,
-Tak?-spytałam szybko.
-Tak wiec jeśli chodzi o to spotkanie..-zaczął Justin.
-Wiesz co?- spojrzałam na niego z grymasem.- nie czuje się zbyt dobrze, zostanę dziś chyba w domu. Odpocznę i kiedy indziej się spotkamy...co ty na to ?- spytałam z nadzieją,że uwierzy.
-Em..jasne nie ma problemu, rozumiem.- powiedział lekko zawiedziony.
-Dzięki. To pa.- powiedziałam i wsiadłam do samochodu odjeżdżając z piskiem opon.

______________________________________________________________________
:P mam nadzieje że się podoba. :)

wtorek, 26 kwietnia 2016

Rozdział 11

(Diana)
Poniedziałek nadszedł zbyt szybko. Nigdy nie lubiłam tego dnia, a teraz po tym wszystkim jeszcze bardziej nie chce mi się wstać do szkoły. Chciałam zapaść się pod ziemie, ale nie mogę pokazać, że mnie złamali. Musze być silna.
-Lol?- nagle usłyszałam za sobą dobrze znany mi zachrypnięty głos.
-Hej.- uśmiechnęłam się lekko do niego.
-Jak tam?Czemu nie odpisywałaś?- spytał idąc koło mnie.
-Przepraszam, musiałam pobyć sama i to wszystko przemyśleć.- powiedziałam spuszczając głowę.
-Rozumiem, ale chyba nie zrobiłem nic źle prawda?- spytał z nadzieją.
-Niee, oczywiście, że nie- zaprzeczyłam szybko.
-Dobrze dziś wyglądasz shawty.- skomplementował mnie z cwaniackim uśmieszkiem.-Nie daj im się.-dodał i poszedł w stronę szkoły.
Jestem pewna, że moje policzki były teraz purpurowe, ale starałam się uspokoić i wrócić do rzeczywistości.
Wchodząc do szkoły oczywiście nie obyło się bez osób dookoła mnie plotkujących zapewne na mój i Brada temat. Starałam się uśmiechać się i ignorować ich komentarze.
Z szafki wyciągnęłam najpotrzebniejsze rzeczy i chciałam ruszyć w stronę sali, ale zostałam zatrzymana przez faceta, który złamał mi serce.
-Czego?- warknęłam z uśmiechem na ustach.
-Lol kochanie...-zaczął, ale mu przerwałam podnosząc rękę w jego stronę.
-Stop!- spojrzałam na niego groźnie.- nigdy wiecej nie mów do mnie "kochanie".-dodałam
-Ale Lol to nie tak jak myślisz....-zaczął drapiąc się po karku.
-A jak?-spytałam i wtedy zadzwonił dzwonek.- Wiesz co...nie chce mi się z tobą gadać. Wiem co widziałam i to mi wystarczy. -zamknęłam szafkę z hukiem, robiąc przy tym trochę zamieszania w koło, ale zignorowałam to i poszłam w stronę klasy.

***
Nareszcie lunch i długa przerwa. Ciągłe siedzenie w tych ławkach i słuchanie tych nadętych nauczycieli strasznie męczy. A do tego wszystkiego ciągle uciekałam gdzieś myślami. A to Brad, Debby, Justin,.. wszyscy na raz. Kilka dni, a moje życie odwróciło się do góry nogami.
-Lol.!- Usłyszałam za sobą.
-Hej Sara.- przywitałam się z przyjaciółką.
-Spoko, Pan Woodson znów zadał mase pracy domowej, a Pani Tramp znów pluła na wszystkich chodząc po klasie i tłumacząc zadania z matematyki.-skrzywiłyśmy się na to wspomnienie.
-Współczuje.- Ja z Sara chodzimy na niektóre zajęcia razem, ale matematykę, angielski i fizykę mamy osobno bo jesteśmy podzieleni na grupy klasowe.
-A jak tam u ciebie?-spytała patrząc na mnie znacząco.
-Rano spotkałam Justina, a potem Brada. -powiedziałam naciskając na ostatnie imie.
-I co mówił?-spytała ze smutkiem.
-Że to nie tak jak myśle i bla bla bla- powiedziałam wykonując ręką ruch jakby była buzią Brada.
-Jasne, wszyscy wiedzą jaki on jest i co robił z Debby. To nie był pierwszy raz.-powiedziała, a ja stanęłam jak wryta.
-Co?-spytałam w szoku.- Tzn. na pewno to nie był pierwszy raz, ale skąd ty o tym wiesz? -spytałam
-Cóż.- Sara zaczęła zakłopotana.- To tylko plotki, ale teraz po tym jak z nim zerwałaś się nasiliły i ludzie zaczęli wiecej mówić.- powiedziała, a ja posłałam jej pytające spojrzenie.- Mówią, że od jakiegoś czasu spotykali się w schowku woźnego, a gdy nie było cię w szkole nie ukrywali się tak bardzo i czasami było widać jak dają sobie buziaki po kątach. -powiedziała a mi szczęka opadła.
-A ja uznawałam ją za przyjaciółkę,- powiedziałam ze smutkiem i złością.
-Nie martw się, teraz wiesz jacy są i nie możesz pokazać im, że mają nad tobą przewagę. Jesteś silniejsza niż oni.- powiedziała pocieszająco.
-Taa...tylko to nie jest takie proste gdy dowiaduje się, że byłam oszukiwana przez dłuższy czas przez osoby, którym ufałam i się zwierzałam. To boli.- powiedziałam i ruszyłam w stronę stołówki
-Masz mnie. Byłam, jestem i będę.- powiedziała, a ja ją mocno przytuliłam.
-Dzięki jesteś kochana.-powiedziałam.
W stołówce jak zwykle wszystkie oczy były zwrócone w naszą stronę. Ignorowałam to tak bardzo jak tylko potrafiłam. Rozmawiałam z Sarą jak gdyby nigdy nic i szłam w stronę wyznaczonego przeze mnie celu. Gdy usiadłyśmy przy naszym stoliku, ktoś mocno szturchnął mnie tak, że wylałam mój sok na moje spodnie.
-Hej!.- krzyknęłam z irytacją.- Uważaj jak...- zamarłam...to był nikt inny jak Debby.
-Ups.-powiedziała z fałszywym uśmieszkiem przytulając się do Brada, który stał obok niej.
-Ty podła...- już Sara miała się na nią rzucić, ale ją zatrzymałam.
-Stój.-powiedziałam podchodząc do mojej byłej przyjaciółki.- Nie warto tracić nerwów na to ścierwo.-powiedziałam z uśmiechem i usiadłam na moim miejscu.
-Tak tak, mów sobie co chcesz, ale wszyscy doskonale wiemy jak załamałaś się po tym jak Brad z tobą zerwał i wybrał mnie!- powiedziała głośno z kpiną.
Ze łzami w oczach starałam się ignorować tych dwoje, ale nie mogłam pozwolić sobie na takie traktowanie.
-Wiesz co?-wstałam patrząc na nią z wyższością.- Może i byłam załamana, bo ufałam wam obojgu, ale teraz?-zakpiłam.- Myślę, że nie warto wspominać i płakać nad takim gównem jak wy. Szkoda moich łez i czasu, a sądzę, że oboje jesteście siebie warci i życzę wam duuuużo szczęścia.- powiedziałam i wyszłam ze stołówki słysząc za sobą wołanie Sary. Czułam na sobie wzork wszystkich, a łzy chciały wypłynąć na zewnątrz, ale musiałam być silna.
Biegłam przez korytarz nawet nie patrząc gdzie. Chciałam uciec jak najszybciej i jak najdalej od tego wszystkiego.
-Lol! Hej!- nagle wpadłam w czyjeś ramiona i zaniosłam się płaczem. Po głosie rozpoznałam, że to Justin.
-Zabierz mnie stąd.-powiedziałam, a on nic już nie mówiąc przytulił mnie mocno i wyprowadził ze szkoły. Całe szczęście, że większość szkoły była na stołówce i nikt nie widział jak we łzach wychodzę wtulona w Justina..
-Wsiadaj.- powiedział zakładając kask i podając mi jeden.
Bez dłuższego zastanawiania się wsiadłam i mocno przytuliłam się do Justina. Bałam się, ale sądzę, że Justin nie zrobiłby mi krzywdy, tym bardziej, że sam jechał na tym motorze.

**
Po długiej podróży dojechaliśmy na miejsce.
-To jest cudowne miejsce.- powiedziałam siadając na cieplutkim piasku.
-Nie tak cudowne jak ty - powiedział, na co się zarumieniłam i uderzyłam go w ramię, - Ał a to za co?-spytał pocierając ramie.
-Za sprawianie, że czuje się zakłopotana.-powiedziałam z uśmiechem na ustach.
-Lubie cię taką.-powiedział z powagą.
-Jaką?-spytałam odwracając się w stronę słońca.
-Taką uśmiechniętą i zabawną.-powiedział przyglądając mi się..
-Ostatnio mam mniej powodów by taka być, ale dziekuję - uśmiechnęłam się lekko do niego.-Po za tym dzięki za uratowanie -powiedziałam po chwili ciszy.
-Powiesz mi o co poszło?-spytał, a ja spuściłam głowę.
-Może potem okej?-spojrzałam na niego z nadzieją.- nie chce psuć tej chwili.-dodałam siadając po turecku.
-Okej- powiedział i zaczał mnie łaskotać.
- Aaaaa Justin!!!-krzyczałam.-przestań!- śmiałam się w niebo głosy.
-Jak powiesz, że też mnie lubisz.-powiedział dalej mnie gilając.
-Nigdy.- chciałam się z nim podroczyć.
- Powiedz  bo nie przestane.-śmiał się razem ze mną.
-Justin!! Naprawde przestań.- błagałam
-To powiedz to - mówił i usiadł na mnie okrakiem, żeby mieć lepszy dostęp.
-Dobra dobra, ale przestań- powiedziałam i nagle poczułam ulgę.
-Wiec?- spytał dalej siedząc na mnie.
-Lubię cię Justin.-powiedziałam biorąc głęboki oddech.
-Bardzo?-spytał z nadzieją i zrobił oczka jak ze shreka.
-Bardzo.-powiedziałam z uśmiechem.
-To super bo ja ciebie nie.-powiedział z cwaniackim uśmiechem.
-Ej!- krzyknęłam oburzona.
-Żartuje. - zaśmiał się- Też cię lubię. -zbliżył się do mnie- I to bardzo - dodał szeptając mi na ucho.

***
Późnym wieczorem wróciłam do domu z uśmiechem na ustach. To był miły dzień, a raczej po południe spędzone z Justinem. Lubię spędzać z nim czas. Jest zabawny, zna takie piękne miejsca i umie sprawić, że całkowicie zapominam o rzeczywistości.
Dzięki niemu czuję się lepiej i cieszę się, że go poznałam.
 Biiip Biiip.
Wyciągnęłam telefon z kieszeni i się przeraziłam. 15 wiadomosci od Sary, 3 połączenia od Brada i nowa wiadomość od Justina.
Nawet nie wiem kiedy tego tyle przybyło. Nie słyszałam ani nie czułam by ktoś pisał.
Połączenia od Brada zignorowałam, i zaczęłam czytać wiadomości od Sary.
Pisała głównie, że się martwi, pyta gdzie jestem, mówi też że mnie zabije jak nie odpisze, a ostatni sms mnie zszokował.

Od Sara: " Gdzie ty jesteś? Brad cie szuka! Powiedziałam mu, żeby spadał na drzewo wraz z tą swoja dziunią, ale nie słuchał i mówił, że to ważne. Nie wiem czego chce, ale nie sądzę, żeby to było coś mądrego. Odezwij się jak to zobaczysz.!"

Brad ? Czego ode mnie chce? Powiedziałam już mu wszystko i nie chce z nim rozmawiać. Te jego głupie wymówki. Mam dość już problemów i nie chce by się do mnie zbliżał.
Postanowiłam też odczytać wiadomość od Justina.

Od Justin: " Dziękuję za cudowny dzień shawty :)
Miłej nocy  J."

Aw. Kochany. Aż uśmiechnęłam się do telefonu.
Tak więc z dobrym humorem udałam się do swojego pokoju, gdzie zaczęłam przygotowywać się do kolejnego dnia w szkole.

____________________________________________________________
Matura się zbliża wielkimi krokami i sądzę, że wróce do pisania.
Miłego czytania życzę i prosze o komentarze jesli ktoś czyta oraz o dodawanie się do obserwujących

sobota, 16 stycznia 2016

Rozdział 10

(Diana)
Rano obudziło mnie zimne powietrze w pokoju, które wlatywało jak sądzę przez otwarte okno.
Byłam mega zmęczona i nie miałam ochoty wstać, jednak ten mróz na dworze nie pozwolił mi na dalsze drzemanie.
Gdy przetarłam twarz dłońmi wspomnienia z wczorajszego dnia wróciły do mnie i uśmiechnęłam się. Justin wiedział jak zbajerować dziewczynę. Ale nie mogę dać się omotać. Jest miły i zabawny, ale to nie zmienia faktu,że ledwo go znam. Wstając z łóżka na szafce nocnej znalazłam małą karteczkę.

"Spałaś tak słodko, że nie chciałem cię budzić.
Dziękuję za wczorajszy dzień i mam nadzieje na kolejne spotkanie.
 J."

Aww jaki on słodki. Ta...jasne. Niedawno rozstałam się z jednym, nie mogę teraz myśleć o drugim. Równie dobrze on też może okazać się skończonym dupkiem.
Nagle wróciły do mnie wspomnienia z wczorajszego wieczoru.

"Gdy wyszliśmy z  hotelu Justin otworzył drzwi od swojego samochodu i poczekał aż wsiądę, potem sam zajął miejsce kierowcy.  
-Zmęczona?- spytał widząc jak ziewam.
- Troszeczkę. - zaśmiałam się i usiadłam wygodniej na fotelu przymykając oczy.
Po kilku minutach odpłynęłam nie wiedząc co się ze mną dzieje, ale przebudziłam się gdy poczułam jak ktoś mnie podnosi.
-Gdzie masz klucze od domu księżniczko?- spytał zachrypniętym głosem.
-W torebce.- wymamrotałam wtulając się w jego klatkę piersiową.
I znów zapadłam w głęboki sen."

Z jednej strony się boje. Nie chce by Justin mnie oszukał bądź zranił. Ale z drugiej strony cieszę się, że go poznałam, że był przy mnie przez ostatnie dni. Gdyby nie on nadal pewnie opłakiwałabym tego drania.
Biip Biip.

Sara: " Gdzie zniknęłaś po imprezie? I czemu się nie odzywasz? Martwię się?"

A tak...całkowicie zapomniałam. Ona nadal nic pewnie nie wie.

Do Sara : "Spotkamy się? Musimy pogadać."

Nie musiałam długo czekać, gdyż po 10 min usłyszałam dzwonek do drzwi i okazało się, że stała za nimi właśnie Sara.
-Wow szybka jesteś.- powiedziałam z podziwem.
-Byłam w okolicy.- machnęła ręką i weszła do środka.
-Siadaj.-powiedziałam.- Chcesz coś do picia?-spytałam na co kiwnęła tylko głową.
-A wiec? Co się stało na imprezie?- dopytywała zaciekawiona.
-Nie jestem już z Bradem.- powiedziałam prosto z mostu, spuszczając głowę.
-Co? Ale jak to?- spytała zaskoczona.
-Zdradził mnie, ale nie chce już o tym wspominać. - szybko odrzuciłam od siebie złe myśli i zmieniłam temat.- Ale za to Justin..-powiedziałam w pół uśmiechu zagryzając wargę.
-Co? - zapiszczała radośnie.- Widzę, że dużo mnie ominęło. Opowiadaj.- usiadła biorąc ode mnie gorący kubek z herbatą.
-A wiec po imprezie zabrał mnie na plaże..-zaczęłam, a ona znów zapiszczała.
Gdy opowiedziałam jej o wszystkim ciągle się uśmiechała i nie wiedziała co powiedzieć. Co jakiś czas mi przerywała, ale wtedy ją uciszałam i kontynuowałam, a teraz nic nie mówi tylko się szczerzy jak mysz do sera. 
-No powiedz coś.- ponagliłam ją.
-Jacy wy jesteście słodcy.- wydusiła z podnieceniem w oczach.
-Daj spokój...ledwo go znam. Pomógł mi i był przy mnie gdy byłam w rozsypce, ale to wszystko.-powiedziałam jak gdyby nigdy nic.
-Ta jasne..-powiedziała z niedowierzaniem. -Przecież widzę jak na siebie patrzycie.-powiedziała z wyższością.
-Daj spokój. Zrobiło mu się mnie po prostu żal, bo był przy tym gdy dowiedziałam się o zdradzie.- powiedziałam przewracając oczami.

biipbiiip...

Zmarszczyłam brwi wyciągając telefon. 
O wilku mowa. W sumie sama nie wiem skąd mam jego numer, ale nieważne, 

Od Justin: " Jak tam shawty? Obudziłaś się? "

-Widzę właśnie jak mu na tobie nie zależy.- usłyszałam głos Sary, która przyglądała mi się śmiejąc się.
-Napisał to prawda, ale jak dowie się,że wszystko okej to zniknie. Napewno.- chyba tylko siebie próbowałam przekonać.
Sama nie wiem co myśleć. Po co pisze? Czemu się mną tak interesuje? Skąd ma mój numer? Tyle pytań i brak odpowiedzi.
-No odpisz mu!- krzyknęła na mnie Sara widzą jak przyglądam się smsowi.
-Po co? Teraz jestem z tobą i nie chce sobie na razie zawracać głowy.- powiedziałam na co przewróciła oczami.
Dzień minął nam na śmianiu się i oglądaniu filmów. Nawet nie spostrzegłam się kiedy zrobiło się ciemno.
- Musze chyba się zbierać. Jutro szkoła.- powiedziała i wstała kierując się w stronę drzwi.
-A nie możesz zostać na noc?- spytałam z nadzieją.
-Nie mam ciuchów ani książek. Może następnym razem.-powiedziała ubierając bluzę.
-Przecież mogę dać ci swoje ciuchy, a rano pojedziemy do ciebie i zabierzesz swoje książki.- powiedziałam próbując ją przekonać.
-No dooobra- przeciągnęła i zsunęła swoje trampki, odkładając je na bok.
-Dziekujeee- rzuciłam się jej na szyję.- Nie chce kolejnej nocy zostać sama.- powiedziałam i ruszyłyśmy w stronę kuchni.
-Muszę tylko napisać do mamy sms żeby się nie martwiła.- powiedziała wyciągając telefon.
-Okej, a ja przygotuję kolacje.
Gdy zjadłyśmy postanowiłyśmy obejrzeć jakiś film romantyczny i podobijać się, że nie ma takich cudownych facetów jak w filmach.
-Pójdę poszukać jakiegoś filmu u siebie.-powiedziałam i ruszyłam w stronę pokoju. Przed wejściem usłyszałam jakiś szmer dochodzący zza drzwi.
Przestraszyłam się trochę i zakryłam usta dłonią. Delikatnie nacisnęłam klamkę i weszłam do środka.
Gdy zapaliłam szybko światło..nikogo nie było. To dziwne. Przysięgam, że kogoś słyszałam.
Nagle usłyszałam jak drzwi za mną się zamykają i z krzykiem rzuciłam się na łóżko zasłaniając się kołdrą. I...cisza. Może ten ktoś sobie poszedł? Błagam niech ten ktoś mnie nie zabija.
Miałam łzy w oczach, ale starałam się być cicho. Jak byłam mała mama zawsze powtarzała, że jak będę się czegoś w nocy bała to mam na to nie patrzeć bo "jeśli ja tego nie widze, to to coś też mnie nie zobaczy". Wiem to było głupie, ale teraz chciałam by to było prawdą. Po kilku minutach postanowiłam delikatnie odsłonić widoczność i sprawdzić czy to coś sobie poszło.
Rozejrzałam się po pokoju...i nikogo nie było. Lecz gdy odkryłam się cała przed moją twarzą wyskoczyła Sara śmiejąc się z mojego przerażenia.
-Gdybyś widziała swoją minę.- śmiała się zwijając się na podłodze.- I ten krzyk.- dalej nie mogła przestać się śmiać, a ja siedziałam na łóżku zdezorientowana i dalej przerażona, nie mogąc uwierzyć, że to cały czas była ona.
-Zabije cie.- powiedziałam szeptem i rzuciłam się na nią z poduszką. -Jak mogłaś mi to zrobić?- pytałam uderzając w nią poduszką.- Byłam śmiertelnie przerażona.-mówiłam, a ona śmiała się próbując zrzucić mnie z siebie.
-Przepraszam.-powiedziała próbując powstrzymać się od śmiechu.
-Spadaj.-powiedziałam i sama zaczęłam się z tego wszystkiego śmiać.
-Wiesz co..-po kilku minutowej ciszy odezwała się Sara.
-Co?- spytałam leżąc koło niej.
-Zmęczona jestem.-spojrzałyśmy na siebie.- chodźmy spać.-dodała.
 A wiec tak jak uzgodniłyśmy i już bez żadnych żartów przyszykowałyśmy się spać, a potem padnięte zasnęłyśmy.

(Justin)
Uf...było blisko. Dobrze, że udało mi się uciec. Nie wiem czemu do niej poszedłem. Chciałem...sam nie wiem. Nie odpisywała cały dzień. Martwiłem się. Znam ją dość krótko, ale ona ciągle siedzi w mojej głowie. Musiałem zobaczyć jak się czuje i co robi.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Yea...długo mnie nie było i nie wróciłam tak oficjalnie. NIc nie obiecuje, nie bd pisać jakoś regularnie bo nwm jak z czasem. W tym roku pisze mature i mam dużo nauki. A pisze kolejne rozdziały bo troche się za tym stęskniłam. Jak chcecie wiecej to piszcie komentarze i dodajcie mnie do obserwowanych :)

środa, 6 maja 2015

Rozdział 9

(Diana)
Byłam wściekła, smutna, nie wiedziałam co powinnam zrobić. Łzy zaczęły spływać po moich policzkach i nie mogłam ich zatrzymać. Justin próbował odsunąć mnie, uspokoić ale ja się wyrywałam, krzyczałam i nie potrafiłam przestać.
-Zostaw mnie! Zostaw mnie słyszysz?!- krzyczałam i biłam jego klatkę  piersiową. Gdy w końcu udało mi się wyrwac z jego objęć, odwróciłam się i uciekłam. Biegłam jak najszybciej potrafiłam, słyszałam jeszcze jak mnie wołają, ale nie zwracałam na nich uwagi. Chciałam zniknąć, chciałam być sama.
Jak on mógł? No jak? A ona? Byłam moją przyjaciółką. Dobrze powiedziane....BYŁA.
Przez dłuższy czas biegłam ciemnymi ulicami Miami i płakałam, nie myśląc nawet gdzie jest mój cel. Gdy jednak moje nogi dały o sobie znać, przystanęłam, ściągnęłam szpilki i ruszyłam boso dalej ulicą. Wiedziałam, że w poniedziałek ludzie będą gadać, że teraz wszystko się zmieni...ale nie obchodziło mnie to tak bardzo jak to, że moje serce zostało zranione, zostałam sama i nie mam już nikogo.
Nagle usłyszałam samochód nadjeżdżający i pis opon obok mnie.
-Lol!- z samochodu wybiegł Justin- Lol nic ci nie jest?- spytał troskliwie i mnie przytulił, a ja rozpłakałam się jeszcze bardziej.
-Czy nic mi nie jest? Ty się jeszcze pytasz?- odepchnęłam go i spojrzałam na niego jak na kretyna.-Widziałeś ich...i jak myślisz? Nic mi nie jest?-krzyczałam
-Lol...ja...będzie dobrze, zobaczysz...- mówił spokojnie i próbował się do mnie zbliżyć, ale ja się odsuwałam i zaśmiałam się ironicznie.
-Będzie dobrze...tego brakowało...NIE! Nie będzie dobrze- krzyknęłam mu w twarz.- Już nigdy nie będzie dobrze. Zawsze jest coś nie tak. - mówiłam i płakałam, a on przyglądał mi się ze smutkiem ale jednocześnie z zainteresowaniem.-Rodzice mają mnie w dupie, chłopak mnie zdradził, a moja BYŁA najlepsza przyjaciółka okazała się jego kochanką. Jak ma być dobrze?- spytałam
-Przepraszam...-powiedział, a ja machnęłam ręką.
-To nie twoja wina.- powiedziałam i usiadłam na krawężniku-Sama nie wiem, czemu tu przyjechałeś za mną.- mówiłam jakby do siebie.- Po co się mną zainteresowałeś. Jestem jak widać do niczego i nie warto się ze mną zadawać.-dalej płakałam.- Jedź na impreze...zabaw się. -spojrzałam na niego.
-NIe chce.- powiedział i usiadł koło mnie.- Wole zostać z tb.-przykrył mnie swoją kurtką.
-Czemu?- spytałam nagle.
-Bo chce. A teraz chodź.-wstał i podał mi rękę.
-Po co Gdzie?- pytałam oszołomiona.
-Zawiozę cię do domu.- powiedział z lekkim uśmiechem.
-Nie chce tam...tam pewnie i tak nikogo nie ma...nie chce tam wracać.-powiedziałam gdy wsiedliśmy do auta.
-To zawiozę cię w jedno takie fajne miejsce.-powiedział i ruszył, a ja spojrzałam na niego zaciekawiona.
-Czyli gdzie?-spytałam i otarłam ostatnie krople łez.
-Zobaczysz.- uśmiechnął się cwaniacko i puścił mi oczko, a następnie skupił się na drodze.
Po około 15 minutach dojechaliśmy na plaże. Było ciemno, ale w niektórych miejscach oświetlone było kolorowymi światłami, widok był niesamowity.
-Plaża?-spytałam
-Mhm...cudowne miejsce wieczorem.-powiedział rozmarzony i wpatrzony w przestrzeń. Nagle jednak odwrócił wzrok i spojrzał na mnie.- Chodź.-powiedział i chwycił mnie za rekę.
Podeszliśmy w strone górki skalistej, a następnie usiedliśmy na niej. Justin i ja nic nie mówiliśmy, ale to nam nie przeszkadzało.
Po pewnym czasie postanowiłam jednak się odezwać.
-Dziekuje.-powiedziałam i spojrzałam mu w oczy.
-Za co?- spytał zaskoczony.
-Za wszystko. Za to, że mnie uratowałeś na radce z Bradem, potem na parkingu i jeszcze na tej imprezie. A i za to, że mnie tutaj zabrałeś i że ze mną zostałeś.- wymieniałam, a on się lekko uśmiechnął.
-Nie ma za co. To dla mnie przyjemność.- powiedział, a ja się lekko zarumieniłam.
-Sama nie wiem co teraz...co powinnam zrobić.-mówiłam ze spuszczoną głową.
-Powinnaś podnieść głowe, uśmiechnąć się i pokazać temu dupkowi co stracił, a uwierz...-spojrzeliśmy sobie w oczy.- Stracił wiele.-powiedział na co oboje się zaśmialiśmy.
-Ale czy dam rade?-spytałam
-Pewnie, że dasz! - powiedział stanowczo.- nie ma innej opcji.- dodał.
Posiedzieliśmy jeszcze chwile, a następnie wróciliśmy do samochodu. Byłam tak zmęczona tym dniem, że sama nie wiem kiedy zasnęłam.
Obudziłam się następnego dnia w swoim łóżku, w sukience. W pewnym sensie cieszyłam się, ale z drugiej strony dotarła do mnie rzeczywistość i to, że znów jestem sama.
Nie miałam ochoty ruszać się z łóżka, ani cokolwiek robić. Poleżałam jeszcze chwilę, ale nagle usłyszałam pukanie do drzwi.
-UGH...- mruknęłam w poduszkę.- Nie ma nikogo w domu.
-A ja sądzę, że jest.- nagle do pokoju wszedł, nikt inny jak sam Justin Bieber.
-Co ty tu robisz?-spytałam zdzwiona.
-Przyniosłem ci sniadanie.-powiedział z uśmiechem.
-Jak tutaj wszedłeś?- dalej patrzyłam zszokowana.
-Przez drzwi.- powiedział jak gdyby nigdy nic.
-Nieważne...-przewróciłam oczami.- Jak ja wróciłam do domu?- spytałam, a on usiadł koło mnie.
-Przywiozłem cię i zaniosłem do łóżka.-powiedział i wzruszył ramionami.
-Aha...-powiedziałam i spojrzałam na to co przyniósł.
-Śniadanko dla śpiącej królewny.-powiedział i podał mi tace.
-Dziekuje.- powiedziałam i lekko się zarumieniłam.
-Nie ma za co. A teraz jedź, bo potem cię gdzieś zabieram.-powiedział i wstał z łóżka.
-Gdzie ?- powiedziałam z pełną buzią.
-Zobaczysz.- mrugnął do mnie- I nie mów z pełną buzią kochanie.- powiedział i wyszedł z pokoju. A ja z otwartą buzią siedziałam i nie mogłam uwierzyć w to co on powiedział.
Gdy zjadłam śniadanie i trochę się ogarnęłam, zeszłam na dół, gdzie czekał na mnie Justin z kawą.
-Oh...ratujesz mi znów życie.-powiedziałam zadowolona.
-Kiedyś się odwdzięczysz.-powiedział i otworzył przede mną drzwi.
-To gdzie mnie zabierasz?-spytałam cały czas ciekawa.
-Mówiłem już...zobaczysz.-powiedział, a ja przewróciłam oczami i weszłam z nim do auta.
-Ale nie dasz jakiejś podpowiedzi?-dopytywałam.
-Nie. -powiedział i ruszył przed siebie.
Po kilku minutach zaczęliśmy zbliżać się do jakiegoś wysokiego budynku.
-Co to za miejsce?-spytałam.
-Jest to jeden z najwyższych i najdroższych hoteli w Miami. -powiedział i zgasił silnik.
-Co my tu robimy?-spytałam zdziwiona oglądając budynek. Nie wyglądał na bogatego, a ja też nie miałam tylu pieniędzy, wiec co nas tu sprowadza?
-Zobaczysz.-powiedział i wysiadł z samochodu.
Zrobiłam to samo i stanęłam obok niego, on zaś podał kluczyki jakiemuś kolesiowi, zapłacił mu drobnym napiwkiem i pociągnął mnie w strone wejścia.
-Rób to co ja i nic nie mów.-powiedział, wyprostował się i ruszył przed siebie.
Nie wiedziałam jak się zachować. Szybko jak tylko się dało dogoniłam go i starałam się nie okazywać żadnych uczuć. Czułam na sobie wzrok recepcjonisty, ale nie odwróciłam się.
-Przepraszam!-usłyszeliśmy za plecami.
-Szlak...-powiedział pod nosem Justin.-Nic nie mów-powiedział do mnie i odwrócił się do mężczyzny. Był on około po 30 i miał lekkie zakola. Widać było jego elegancję w jego ruchach, stylu mówienia i samym ubiorze.
-Tak?-spytał Justin.
-A państwo do kogo?-spytał spoglądając na nas uważnie.
-Em...mojej dziewczynie strasznie zachciało się siku no i szukamy toalety.- odpowiedział Justin i oboje spojrzeli na mnie. A ja? Ja nie wiedziałam co powiedzieć, moje myśli skupiły się na tym, że Justin nazwał mnie swoją dziewczyną. Spojrzałam na niego i wtedy się ocknęłam. Wiedziałam, że muszę coś zrobić.
-Em...tak...i do tego dostałam...wie pan.-powiedziałam i zagryzłam wargę skromnie się uśmiechając.On spojrzał na mnie uważnie jakby nie rozumiejąc o co mi chodzi.
Kurcze...po co ja zaczynałam tą dyskusje. Mogłam po prostu przytaknąć.
-No wie pan...-kontynuowałam zawstydzona.
-Okres- dokończył Justin, a ja z rozszerzonymi oczami spojrzałam na mężczyznę, który był równie zaskoczony tą wypowiedzią jak ja.
-Cóż...-mężczyzna spojrzał szybko na mnie -prosto i drugie drzwi na prawo.-powiedział i szybko odszedł.
-Uf..-usłyszałam od Justina.- Było blisko.-powiedział i złapał mnie za rękę.
-Mogłeś mnie uprzedzić o takiej sytuacji.-powiedziałam lekko oburzona. - Prawie bym się wydała.-powiedziałam.
-Daj spokój dobrze ci poszło. -uśmiechnął się do mnie i wszedł razem ze mną do windy.- Okres? Serio?-spytał z cwanym uśmiechem.
-Pierwsze co mi na myśl przyszło.-powiedziałam zawstydzona.
-Okej, okej.-powiedział i wcisnął guzik.
-Ostatnie piętro? Co tam jest?
-Zadajesz strasznie dużo pytań zauważyłem.-powiedział i się lekko zaśmiał
-Bo chce wiedzieć gdzie mnie zabierasz. Nie lubie być nieświadoma.-powiedziałam i skrzyżowałam ręce na piersi.
-Nie obrażaj się, chce ci coś pokazać.-powiedział i przysunął mnie bardziej do ściany. Spojrzał mi głęboko w oczy, a następnie na usta. Z ledwością przełknęłam ślinę i czułam jak moje policzki jeszcze bardzie się czerwienią. -Lubie gdy tak na ciebie działam.-powiedział i odsunął się, gdyż zadzwonił dzwonek informujący o dotarciu na wyznaczone piętro. Wzięłam głęboki oddech i jeszcze zamroczona wyszłam z windy.
Justin złapał mnie za rękę i zaprowadził na koniec korytarza. Szatyn otworzył drzwi, a tam wyjście na dach hotelu.
Widok z niego był przepiękny. Było widać ten ruch uliczny, ludzi spieszących się na lunch i budzące się miasto. A najbardziej podobał mi się wschód słońca, kolor nieba i to chłodne powietrze unoszące się wszędzie.
-I jak ci się podoba?- z transu wyrwał mnie Justin.
- Jest cudownie.-powiedziałam rozmarzona.
-Też mi się podoba.-powiedział i wziął głęboki oddech.
-Skąd znasz to miejsce?-spytałam zaciekawiona.
-Hym...kiedyś przypadkiem trafiłem na to miejsce.-powiedział, a ja spojrzałam na niego pytająco.- Jak zwiedzałem z Demi miasto, jej zachciało się siku, wiec wbiegliśmy do tego hotelu i szukaliśmy tej przekletej toalety. No i potem zwiedziliśmy też ten hotel i wpadłem na to miejsce i ten widok.-powiedział, a ja się uśmiechnęłam.
-Dlatego powiedziałeś temu facetowi, że chce  mi się siku?-spytałam ze śmiechem.
-Ta...to pierwsze co przyszło mi do głowy.-powiedział drapiąc się po głowie i oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
Cieszę się, że poznałam Justina. Dzięki niemu nie siedzę teraz w domu i nie opłakuje tego dupka Brada. Sprawił, że się naprawdę uśmiechnęłam. Był i jest przy mnie nawet gdy go o to nie proszę. To miłe z jego strony.
-O czym myślisz?-spytał nagle.
-O niczym.-powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego.
-No powiedz.
-Tak sobie...dziekuje.-powiedziałam.
-Za co?-spytał zdziwiony.
-Za to, że mnie tu zabrałeś i za to, że jesteś.-powiedziałam i go przytuliłam.
_________________________________________________________________________________
WITAM WITAM. Dostałam laptopa i tak sb dokończam moje opowiadania. Lubie pisać wiec jak znajde czas to bd pisać wiecej. :D prosze o komentarze i miłego czytania :D

sobota, 2 maja 2015

WRACAM!

hej pamiętacie mnie jeszcze? :D Wróciłam i będę dalej pisać.
W końcu na 18 urodziny dostałam laptopa i bd miała warunki by dokończyć to co zaczęłam i może pisać dalej. :D mam nadzieje że wam się spodoba i bd czytać i komentować :)