niedziela, 13 lipca 2014

Rozdział 8

(Diana)
W końcu wymarzony piątek. Rano jak zwykle wyszykowałam się i ruszyłam do szkoły.
Od starcia Brada i Justina nie widziałam ani jednego ani drugiego, ale ludzie i tak gadali. To już dwa dni! Nie mogą w końcu zapomnieć?
Gdy byłam już na miejscu, na parkingu spotkałam Sarę.
-Hej-przywitała mnie radośnie.
-Hej.-powiedziałam i ją przytuliłam.
-Wiesz kogo dziś widziałam?- spytała podekscytowana.
-Kogo?
-Justina.-pisnęła, a ja szybko zakryłam jej buzię ręką.
-Ciiicho bądź-powiedziałam i się zaśmiałam. Cóż...tamtego wieczoru gdy do mnie przyszła powiedziałam jej o moim pierwszym spotkaniu z Justinem i o tym jak uratował mnie przed szkołą.
Teraz chodzi podekscytowana, bo uważa, że to super facet i jest o wiele przystojniejszy od Brada.
Przyznam szczerze, że to może być prawda, ale jednak jestem z Bradem i on mnie kocha, jak ja jego. Chyba.
-No, ale...-chciała już coś dodać, ale jej przerwałam.
-Nieważne. A widziałaś Brada?-spytałam z zaciekawieniem. Wczoraj napisałam mu smsa o imprezie, u jednego z chłopaków z mojej drużyny, wiec zastanawiam się czy razem pójdziemy.
-Nie.-powiedziała ponuro.-Ale za to Justin...
-Nie interesuje mnie żaden Justin.-stanęłam tuż przed nią i patrząc na nią mówiłam.-Ciągle tylko Justin, Justin. Ja jestem z Bradem i mimo iż ten Justin jest przystojny i bardzo miły nie znaczy, że jak teraz przyjdzie to rzucę mu się w ramiona.-powiedziałam, a ona z otwartą buzią i trochę z przerażeniem patrzała na coś za mną.
-Em...Lol..-zaczęła i pokazywała palcem abym się odwróciła.
-Co?-spytałam i gwałtownie się odwróciłam. Zamurowało mnie.
Przede mną stał sam Justin Bieber i miał na twarzy ten swój cwaniacki uśmiech. Nie umiałam wydusić z siebie słowa. Od jak dawna tam stał? Co usłyszał? Mam nadzieję, że nie za wiele...
-A wiec jestem przystojny?-spytał z uśmiechem podchodząc bliżej.
-Ja...to znaczy....em...nieważne, choć Sara.-powiedziałam i szybko stamtąd uciekłam.
Sama nie wiem co to miało być. Zachowałam się jak tchórz, ale on...ugh. Sama nie wiem co się ze mną dzieje. On sprawia, że czuję się taka mała i zawsze jestem skrępowana pod jego wzrokiem. Gdy mówi to po moim ciele przechodzi dreszcz, a gdy chociażby mnie dotknie to moje ciało się rozpływa.
-Co to było?-powiedziała Sara idąc koło mnie.
-Nic.-powiedziałam i otworzyłam szafkę.
-Jak to nic? Widziałam. Leci na ciebie.-powiedziała, a zabierając potrzebne rzeczy ruszyłam w stronę klasy.
-Daj spokój, to nieprawda.-powiedziałam, a ona prychnęła.
-Ta jasne. Przecież to widać na kilometr. Gapi się na ciebie jak zaczarowany.-powiedziała i usiadła koło mnie.
-Nieważne. Dzisiaj piątek. Idziesz na imprezę do Toma?-spytałam, a ona od razu się rozpromieniła.
-No pewnie.-odpowiedziała. I o to mi chodziło. Chciałam, żeby przestałą gadać o tym Bieberze i zajęła się czymś innym. A temat Toma to dobry sposób na odwrócenie jej uwagi. Podkochiwała się w nim i wiedziałam, że nie odpuści pójścia na tą imprezę.
-To super. To może przyjdziesz do mnie o 17 i przygotujemy się razem?-spytałam, a gdy przytaknęła zajęłyśmy się lekcją.
***
Dzień minął bardzo szybko i nawet się nie spostrzegłam kiedy była już 16:50. Za 10 min powinna przyjść Sara, a ja nie mam pomysłu co na siebie włożyć. Moje rozmyślenia przerwał dzwonek do drzwi.
-Już jestem.-powiedziała Sara- nie mogłam się doczekać, więc jestem wcześniej -dodała.
-Rozumiem.-zaśmiałam się i poszłyśmy do mnie do pokoju.-Wiesz...mogłabyś mi pomóc, bo...
-No pewnie zaraz coś znajdziemy.-przerwała mi i zaczęła przeglądać moją szafę. Ja w tym czasie wzięłam szybki prysznic i zaraz zabrałam się za fryzurę i makijaż.
-W ogóle widziałaś może gdzieś mój telefon?-spytałam, a ona zmarszczyła brwi.-Muszę zobaczyć czy Brad odpisał. Nie rozmawiałam z nim od kilku dni i nadal nie odpisuje.-powiedziałam, a ona wzruszyła ramionami.
-Bo to dupek.-powiedziała, a ja spiorunowałam ją spojrzeniem.-Mówię jak jest.-dodała z podniesionymi rękoma.-A jak tam twoi rodzice?-spytała.
-Nadal w trasie. Nie wiem kiedy wrócą. Bardzo rzadko dzwonią, a ostatnio mama mówiła, że coś się pokomplikowało i muszą jeszcze kilka dni zostać.-powiedziałam, a ona westchnęła.
-Chyba nigdy się nie zmienią.-powiedziała, a ja uśmiechnęłam się do niej blado.
-Są plusy i minusy, ale brakuje mi ich czasem.-powiedziałam i zapadła cisza.
-Mam!-nagle krzyknęła.
-Co?-spytałam, a ona stanęła przede mną z niebieską, obcisłą sukienką.-Nie jest trochę za krótka?-spytałam, a ona przewróciła oczami.
-Daj spokój, od kiedy się tym przejmujesz..-powiedziała, a ja wzruszyłam ramionami i poszłam się przebrać.
Gdy byłyśmy już gotowe ruszyłyśmy na imprezę.
Już na zewnątrz było słychać głośną muzykę, a przez okno widać było jak zabawa się rozkręca.
Było już sporo ludzi. Tom jest całkiem popularny w szkole, wiec prawie każdy chciał przyjść do niego i się zabawić.
-Choć napijemy się czegoś.-powiedziała Sara, przekrzykując muzykę.
-Ok.-powiedziałam i zaraz po zamówieniu wlewałyśmy w siebie alkohol.
-Choć idziemy potańczyć.-zaraz poczułam szarpnięcie za rękę i poszłyśmy na parkiet. Muzyka była bardzo szybka, ale dało się złapać rytm i ruszać biodrami jak każdy.
W pewnym momencie poczułam ręce na biodrach, wiec odwróciłam się by zobaczyć kto to.
-Brad.!-krzyknęłam zachwycona.-pisałam, czemu nie odpisałeś?-spytałam ze smutną miną.
-Chciałem ci zrobić niespodziankę, a wiedziałem, że i tak przyjdziesz.-powiedział, a ja się zaśmiałam.
-To prawda.-powiedziałam i dałam mu buziaka.-niespodzianka się udała.-powiedziałam i znów tańczyliśmy razem.
Po kilku piosenkach Brad powiedział, że musi coś załatwić i gdzieś zniknął. Tańczyłam potem jeszcze z kilkoma innymi chłopakami, a gdy nogi zaczęły odmawiać posłuszeństwa poszłam się czegoś napić i usiąść.
-Hej..-usłyszałam nagle ten znany chrapliwy głos.
-Justin?A co ty tu robisz?-spytałam zdziwiona.
-Przyszedłem na imprezę, nie mogę?-spytał z uśmiechem i usiadł koło mnie.
-Możesz..-powiedziałam, na no oboje się zaśmialiśmy.
-Zatańczysz?-spytał nagle.
-Może później, teraz moje nogi odpoczywają.-powiedziałam i wzięłam łyka drinka.
-Okej. Ale już zamawiam taniec.-powiedział, na co skinęłam głową.
-Oczywiście.-dodałam i znów się zaśmialiśmy.
-Czemu pobiłeś się z Bradem?-spytałam nagle.
-Wpadłem na niego niechcący i tak jakoś się zaczęło.-powiedział drapiąc się po karku.
-I nie chodziło o mnie?-spytałam, a on spojrzał na mnie zaskoczony. Głupia ja! Po co się o to pytałam? Przecież to jasne, że nie chodziło o mnie! Jak mogłam nawet o tym pomyśleć!
-Nie...znaczy...trochę.-odpowiedział, a ja otworzyłam szerzej oczy.
-Znaczy?-spytałam, a on wzruszył ramionami.
-Nieważne.-powiedział i szybko wstał-em...muszę iść.-powiedział i ruszył gdzieś w głąb mieszkania.
Nie mogłam tak łatwo odpuścić. Musiałam się dowiedzieć o co chodziło, wiec ruszyłam za nim. Pewnie gdybym tyle nie wypiła to olałabym to, ale teraz jestem zbyt uparta, żeby to zrobić.
-Justin!-krzyknęłam, ale szedł dalej. gdy wszedł po schodach nagle się zatrzymał, a ja o mało co nie wpadłam na jego plecy.-Co je...-nie zdążyłam dokończyć, bo gdy spojrzałam tam gdzie on, to zamarłam.
Czułam jakby ziemia opadała, a ja razem z nią. To nie mogła być prawda. To musiał być sen. Dlaczego? Po co? Jak?
-Lol...-nagle odezwał się Justin i zaczął mnie odsuwać od tego wszystkiego.
-Jak mogłeś.-krzyknęłam tak głośno, że para która przed chwilą się miziała spojrzała na mnie.
-Lol to nie tak jak myślisz..-powiedział Brad.
Tak...To był Brad i moja...BYŁA przyjaciółka Debby. Całowali się...na moich oczach. To było zbyt wiele...
___________________________________________________________________________
Hej hej hej....jak tam? Jak wakacje? U mnie nudy trochę, ale cieszę się, że nie ma szkoły. O to nowy rozdział i mam nadzieję, że wam się spodoba. :D Czekam na komentarze i jeśli możecie, to prosze udostępniajcie moje opowiadanie dalej...:D dzieki i do zobaczenia. :D

niedziela, 6 lipca 2014

Rozdzial 7

(Diana)
Rano, a raczej po południu obudzilam sie calkiem wyspana. Wczorajszy dzien bardzo mnie wymęczył i gdy zadzwonił budzik po 7, nie miałam ochoty otworzyć oczu i usnęłam ponownie.
Teraz mój umysl byl wypoczęty i oczyszczony, a sprawa z wczorajszym liścikiem poszła w niepamięć.
Nie musze już isc do szkoly,bo nie opłaca mi się iść na dwie ostatnie lekcje. Dlatego powoli zwlokłam się z łóżka i ruszyłam w stronę łazienki, gdzie wzięłam odprężający prysznic.
Nie chciałam nigdzie wychodzić, więc ubrałam moje stare spodnie od dresu i białą bokserkę.
W kuchni przygotowałam sobie kawę i grzanki po czym poszlam do salonu pooglądać telewizje.
Nie mam pojęcia co sie teraz ze mna dzieje, ale dawno juz nie leniłam się tak jak dzis. Od czasu liceum zaczęłam ciezko pracować i żadko odpoczywałam.
Gdy zjadłam moje śniadanko, umyłam zęby i włączyłam laptopa. Już miałam wchodzić na Facebooka, ale powstrzymał mnie dzwonek do drzwi. Kto to mógl byc? Rodzice przecież maja swoje klucze, a po za tym mieli wrocic za kilka dni.
Co mnie zdziwiło,   to to, ze za drzwiami stał nie kto inny, jak...Sara.
-Sara?- spytałam zdziwiona.
-Hej.-powiedziała spokojnie.
-Hej, a co ty tu robisz?-Spytałam nadal w szoku.
-Przyniosłam ci zeszyty z dzisiejszych lekcji. Nie było cię.- powiedziała patrząc na mnie podejrzliwie.
-Zaspałam, wejdź.- powiedziałam i wpuściłam ją do środka.
-Nic sie tu nie zmieniło.-powiedziała z lekkim uśmiechem.
-Ta...chcesz cos do picia?- spytałam.
-To co zwykle.-powiedziała i usiadła na sofie.
Ja w tym czasie poszłam do kuchni zrobic nam kakao. To była nasza tradycja. Zawsze gdy któraś z nas przychodziła do drugiej to piłyśmy właśnie kakao.
Rodzice powtarzali, ze kiedyś od tego sie rozchorujemy, ale nas to nie obchodziło.
-Prosze.- powiedziałam wręczając jej kubek.
-Dzieki.-powiedziała i zapadła niezręczna cisza.
-Jak tam w szkole? Był trening?- spytałam, bo dopiero teraz sobie przypomniałam o dzisiejszych ćwiczeniach.
-Nie...Debby chciała wszystkich poprowadzić, ale nikt jej nie słuchał. Za bardzo się rządzi i mają szacunek do ciebie.-powiedziała. Sara była zawsze ze mna szczera. Mimo iż nie było miedzy nami jak kiedyś to i tak mówiła mi o wszystkim.
-Rozumie.-opuściłam głowę.
-A słyszałaś plotki?- powiedziała z przejęciem.
-Jakie?- spytałam zdziwiona.
-Ten nowy wpadł dzisiaj na Brada i trochę się poszarpali. Podobno padło też twoje imie i niektorzy mówią, że tak naprawdę to poszło tylko i wyłącznie o ciebie.-powiedziała, a ja otworzyłam szerzej oczy ze zdziwienia.
-O mnie? Ale jak to?- spytałam zaskoczona.
-No weź...jestes ładna i madra, kazdy facet cie chce, a ten nowy chyba nie wie, ze z Bradem sie nie zaczyna.- powiedziała na co zachichotałyśmy.
-Brad nie jest straszny. Powiem ci szczerze, że sama nie wiem czy on kiedykolwiek sie bił.-powiedziałam szeptając, jakby największą tajemnice.
-Serio?- spytała zaskoczona.
-Sądzę, że posługuje się swoimi kolegami z drużyny a sam zdobywa brawa uznania. To kompletny kretyn, ale przystojny. -powiedziałam i obie sie zaśmiałyśmy.
-A więc czemu z nim jestes?- spytała, a ja tylko na nią patrzałam. Dziwne. Przecież go kocham, ale nie umiem powiedzieć tego na glos. Czułam, że mówiąc to okłamałabym Sarę...i samą siebie. Nigdy jej nie okłamałam.
-Sama nie wiem.-powiedziałam spuszczając wzrok.
-Nie kochasz go?-spytała troche ciszej i poważniej niż przedtem.
-Nie wiem. Sądzę, że kocham, bo inaczej bym z nim nie była, ale teraz sama nie wiem. To uczucie nie jest tak silne jak powinno.-powiedzialam zwierzajac się jej.
-Rozumiem. Cóż...mimo wszystko pamietaj, że jestem przy tobie i mozesz mi o wszystkim powiedzieć.
-Dziękuję. Jestes najlepszą przyjaciółką na świecie. Przepraszam, że tak się zachowywałam i że cie olałam.-powiedziałam, a łzy spływały mi po policzkach. 
Ten wieczór spędziłyśmy razem, na rozmowach, plotkach i wspominaniu dawnych czasów.
Dawno się tyle nie uśmiechałam. Cieszę sie, że miedzy mna a Sara juz jest lepiej i mam nadzieję, że juz nigdy nic nas nie rozłączy.
----------------------------------------------
Hej...przepraszam, ze taki krótki, ale nie mialam zbytnio czasu ani pomyslu. A po za tym pisze na telefonie i jest troche ciezko. Ostatnio wyjechalam, dlatego nie dodawalam. Teraz postaram sie pisać czas jej ale nic nie obiecuje. Dziekuje za komentarze i prosze o wiecej. :*
Milego czytania kochani :3

czwartek, 3 lipca 2014

Rozdzial 6.

(Justin)
Gdy dojechaliśmy do domu, bez słowa zgasiłem motor i ruszyłem szybkim krokiem do drzwi.
-Hej Justin, co jest?!- za sobą uslyszalem krzyk Demi.
-Nic- mruknąłem, rzucając klucze na szafkę i poszedlem do kuchni.
-Widzę, ze cos jest nie tak...mów!- zaraz kolo mnie pojawiła sie dziewczyna.
-Cholerny dupek.- warknąłem i uderzyłem pięściami o blat.
-Kto?-spytała zdezorientowana- Kto Justin?- powtórzyła, gdy nic nie odpowiedziałem.
-Chlopak Loli! - krzyknąłem i ruszyłem w stronę salonu.
-Jakiej....-zatrzymała sie w połowie kroku- tej laski z baru?- spytała, a ja nic nie mowilem, tylko wpatrywałem sie w wyłączony telewizor.
-Zabije tego gnoja, jeśli ją skrzywdzi.-powiedzialem sam do siebie.
-Co zrobil? Czemu jestes taki wściekły?- wypytywała i usiadła kolo mnie na kanapie.
-Wyjeżdżając ze szkoły, widziałem go...-powiedzialem starając sie nie wybuchnąć.
-I? Co w tym zlego?- spytała zaskoczona.
-Nie był sam...tylko z jakas laska.-spojrzałem na Demi, a na jej twarzy błąkało sie zaskoczenie.
-Ale ...- nie mogla wydusić z siebie slowa.
-Wiem...jest z Diana, ale teraz jej tam nie bylo, a on za jej plecami obściskiwał się z inna!- krzyknąłem kopiąc przy tym w stolik, leżący przede mna.
-Jestes pewny, ze to on? Nie przewidzialo ci sie? Jechaliśmy dość szybko...moze to był ktoś podobny...
-Jestem pewny Demi! To był on!- krzyknąłem i wstałem na równe nogi.
-Dobra spokojnie, tylko pytam.- zaczęła mnie uspokajać.-Co się tak nagle przejmujesz jakąś laska, co?- spytała unosząc brwi.
-Bo...-zastanawiałem się co powiedzieć -Ona nie zasluguje na takie traktowanie, a on na nią!- powiedzialem i poszedłem do siebie. Nie chciałem ciągnąć tej rozmowy, bo Demi i tak juz za dużo węszyła.

(Diana)
Po treningu wszyscy sie rozeszli, a ja postanowiłam napisać do Brada.
.
Do skarbek :* : "Hej kochanie, jak tam? Wszystko w porządku?"
.
Od Skarbek :* : "Ta...juz jest okej..."
.
Do skarbek:* : " Dasz rade po mnie przyjechać?"
.
Od Skarbek:* : "Em...dziś raczej nie, ale jutro postaram się przyjechac rano."
.
Nie odpisałam. Znów czuję, że coś jest nie tak. Jakby nagle wszystko stalo sie jedna wielka tajemnica i przeróżne pytania latały mi po głowie.
No wiec ruszyłam w stronę swojego auta. Parking był juz prawie, jedynie mój samochód i samochod pana woźnego jeszcze zajmowały miejsca.
Było juz późno, zaczynało się ściemniać, a ja byłam wykończona. Trening trwał chyba z dwie i pól godziny, wiec teraz jedyne o czym marzyłam to prysznic i moje łóżko.
 Spokojnym krokiem przeszłam przez parking i wsiadłam do auta.
Sprawdzając czy wszystko jest dobrze ustawione zwróciłam uwagę na małą karteczkę zaczepioną o wycieraczkę. Uchyliłam szybę i wyciągnęłam papier.
Na niebieskiej karteczce napisane było moje imię, a po drugiej stronie...
"Otwórz oczy i zobacz wśród jakich ludzi przebywasz..."
Zastanawiałam się, kto mógł coś takiego napisać i o co tej osobie chodziło.
Ten ktoś mnie obserwuje? Znam tą osobę? Po co do mnie napisała?
Tyle pytań a tak mało odpowiedzi....
Musiałam to przemyśleć, odpaliłam samochód i ruszyłam w stronę domu.
Gdy byłam na miejscu zastanawiałam się czy wejść. Podeszłam bliżej drzwi, jednak zdecydowałam się odwrócić i trochę przewietrzyć. Coś nie dawało mi spokoju. Kartka, nagła zmiana Brada...było tego za dużo.
Po kilku godzinnym spacerze wróciłam do domu. Już nie czułam zmęczenia. Wchodząc do kuchni odłożyłam rzeczy na blat i zrobiłam sobie herbaty. Było już koło 21, słońce już dawno zaszło, więc w pokojach było ciemno. Nie miałam ochoty zapalać świateł. Mój humor jak i to jak się czułam sprawiało, że chciałam pobyć w ciszy i ciemności...sama.
Usiadłam na swoim łóżku i wyciągnęłam telefon. Zaczęłam przeglądać zdjęcia moje i Brada oraz moim przyjaciół z drużyny. Rzuciło mi się w oczy nawet zdjęcie moje i Sary.
Kiedyś byłyśmy nie rozłączne, robiłyśmy wszystko razem i nigdy nie miałyśmy przed sobą tajemnic.
Wtedy moje życie było takie...proste. Czemu już tak nie jest? Mam najlepszego chłopaka w szkole, super przyjaciół i nadal moje oceny są bardzo dobre. Teraz jednak czuję smutek i czegoś mi brakuje.
Mimo tego jak wiele razy chciałam by było takie jak jest teraz....to czasem mam dość i chce uciec jak najdalej.
Moi rodzice nie mają dla mnie czasu, w ogóle ich nie obchodzę. Gdyby wiedzieli jak mi z tym trudno....
Czy zmieniłoby to coś? Czy zaczęliby więcej czasu spędzać w domu? Czy zmieniliby zawód?
W pewnym momencie dopadło mnie zmęczenie i usnęłam.

(Justin)
-Justin!!- usłyszałem krzyk Demi. Był ranek, a ja miałem ochotę znów zasnąć.-Justin wstawaj!-dobijała się do drzwi mojego pokoju. Dlaczego nie może dać mi spokoju?
-Spadaj!-warknąłem i zakryłem twarz poduszką.
-O nie nie nie....nie będziesz mi tu się lenił, gdy ja będę pracować. Była umowa!- nie wiem jak, ale dostała się do mojego pokoju i zaczęła ściągać ze mnie pościel.
-Zostaw mnie!-krzyknąłem i mimo iż już nie miałem czym się zakryć, nie mogłem otworzyć oczu.
-Co ta laska z tobą robi...-wymamrotała, ale usłyszałem.
-Nie mieszaj jej do tego.-powiedziałem i powoli podniosłem się do pozycji siedzącej.
-Nieważne, wstawaj i ubieraj się. Śniadanie na stole i masz 20 min do szkoły.-powiedziała, a ja przewróciłem oczami i ruszyłem w stronę łazienki.
Gdy się odświeżyłem poszedłem coś przekąsić. Co jak co...ale gotować to ona umiała.
-Dzisiaj nie przyjadę po ciebie, więc wybierz motor albo auto.-powiedziała, a ja spojrzałem na nią zdezorientowany.
-A co będziesz robić?-spytałem.
-Musze posiedzieć dłużej w pracy. Wrócę wieczorem.-powiedziała i upiła łyk swojej kawy.
-Spoko. -dokończyłem jedzenie i poszedłem po plecak.
Gdy dojechałem do szkoły, pragnąłem tylko by zobaczyć Lole. Nie wiem co i jak ona sprawia, że tak się czuje. Wciąż mam ją w głowie...jest dla mnie jak narkotyk.
Nagle przez moją nieuwagę na kogoś wpadłem.
-Uważaj jak łazisz debilu!-usłyszałem warknięcie, na co obudził się we mnie buntownik.
-Będę robił i chodził jak ze chce, a tobie gówno do tego. -odpyskowałem i teraz dopiero spostrzegłem,że to ten gnój...Brad.
________________________________________________________________________
Hej hej....przepraszam za błędy, ale piszę czasem na telefonie a czasem na kompie. Staram się jak mogę i dziekuję za komentarze. Jutro postaram się dodać kolejny, ale nwm, bo pracuje.
Mam nadzieję, że się podoba i proszę o waszą opinię. Jeśli możecie to udostępniajcie mojego bloga i polecajcie znajomym. :D Byłabym wdzieczna :D

środa, 2 lipca 2014

Rozdzial 5

(Diana)
W przerwie na lunch postanowiłyśmy z reszta druzyny wyjsc na świeże powietrze i przy naszym ulubionym stoliku omówić dalsze plany co do występów.
Ja, jako kapitan naszej grupy, wstalam i pierwsza zabrałam głos.
-Jak pewnie dobrze wiecie, zbliża sie mecz naszej szkolnej drużyny. Musimy dopracować kilka ukladow i dodać nowe ruchy. Uwazam, ze przeciwna grupa ostatnio prawie nas pokonała, wiec trzeba to naprawić. - uśmiechnęłam sie, ale inni nie wykazywali zbytniego zachwytu.
-Lol, ale my i tak dajemy z siebie wszystko...-powiedział ktoś z grupy.
-Rozumiem i widzę wasza ciezka prace, ale chyba nie chcemy by "Lwy Morskie" nas pokonały i ośmieszyły na naszym terenie?-spytalam z założonymi rękoma.
-Jestem "za", nie zamierzam dać im tej satysfakcji.- powiedział Tom.
-Ja również...
-I ja...
Dzieki wspolnej pracy i rozmowie, doszliśmy do porozumienia, że sie nie poddamy bez walki. Uzgodniliśmy kolejny termin treningu i ruszyliśmy w stronę szkoly.
-Do zobaczenia na treningu.-powiedzialam wszystkim i podeszłam do swojej szafki.
-Witaj.-usłyszałam za sobą znany mi glos.
-Brad!- uśmiechnęłam się i rzuciłam mu na szyję, całując w usta.
-Hej skarbie, przepraszam, że pojawiam się dopiero teraz, ale miałem do załatwienia kilka spraw.-wytłumaczył przytulając mnie do siebie.
-Nic sie nie stalo.- powiedzialam i złapałam go za rękę.-Przyjdziesz na mój trening?- spytałam z nadzieją.
-Chcialbym misiu, ale nie moge.- podrapał się po karku, a ja zrobilam smutna minę.
- Dlaczego?- tupnęłam lekko nogą jak zawiedziona 5 latka.
-Em...Musze jechac pomoc tacie w domu. Mówil ze to bardzo wazne.-zmarszczylam brwi. Brad nie byl kims kto pomagał innym, ale jeśli chodzi o jego rodzicow to nie slyszalam nigdy, żeby był dla nich jakoś specjanie miły.
-Okej...rozumiem- powiedzialam i ucałowałam go w policzek.- To....do jutra?- spytałam.
-Tak, do jutra.- i poszedl. Nawet sie nie pożegnał, jak to w zwyczaju robil.
Cos z nim jest nie tak od jakiegoś czasu. Nie wiem, moze przesadzam, ale naprawdę dziwnie sie zachowywał.
Po ostatniej lekcji ruszyłam na szkolne boisko, gdzie juz rozciągali sie moi znajomi.
-Hej...-powiedzialam i zaczelam sie przygotowywać.
Po piętnastominutowej rozgrzewce sprawdziłam obecność.
-Juli?
-jest
-Tom
-jestem
-Sara
-Jestem
-Debby?
-...
-Jest Debby? - spytałam ponownie, podnosząc wzrok z listy.
-Nie ma.
-Ah tak...pisala mi, ze jej dzis nie będzie.-powiedzialam i podbieglam do torby.
.
Od Debby :3 : "...nie moge bo musze dzis jechac na badania. To nic poważnego, ale takie rutynowe badania...."
.
Do lekarza? Nic wcześniej nie mowila...cóż...moze zapomniała powiedzieć.
-Dobra kochani zaczynamy...pierw...piramida, potem dwa salta i podnoszenie, jasne?- spytałam włączając muzykę.

(Justin)
Lekcje byly nudne i na połowie zajęć juz chciałem zrezygnować, ale pomyślałem o Loli i to mnie przekonało by zostać.
Pierwszy raz dziewczyna tak zawróciła mi w głowie.
W porze lunchu chciałem ja zobaczyć i pogadac, ale zauważyłem, ze jest zajęta rozmowa z innymi, wiec po prostu się jej przyglądałem.
Widziałem tez jak rozmawia z tym debilem i miałem ochotę podejść i mu przyłożyć, ale wyleciałbym ze szkoly, a ONA znienawidziłaby mnie.
Po zajeciach chciałem wrocic do domu i odrobine sie przespać, wiec zadzwoniłem po Demi.
-Hej gdzie jestes?- spytałem wychodząc ze szkoly.
-Niedaleko, zaraz będę.- uslyszalem, a przechodząc obok boiska zobaczylem znane mi zgrabne ciało. Byla cheerleaderką?
-Justin musze kończyć, za minutę będę.-powiedziala, a ja szybko sie ocknąłem.
-Nie spiesz sie.-dokończyłem i sie rozłączyłem.
Stanąłem chwile przy plocie i ogladalem jak jej ciało lata w powietrzu. Byla sliczna i nie brakowalo jej niczego.
Nagle uslyszalem warkot znanego mi silnika i szybko sie odwróciłem
-No hej przystojniaku.- powiedziala Demi rzucając mi kask.
-Oj zamknij sie kochanie.-powiedzialem z uśmiechem.
Wyjeżdżając ze szkoly rzuciła mi sie w oczy znana sylwetka. To byl ten dupek...ale..nie byl sam.
Co?!! Ten kretyn lizał sie z jakas suka. A co z Diana?
Starając sie nie spowodowac wypadku i powstrzymując sie by nie zawrócić i urwać łba temu dupkowi, ruszyłem w stronę domu. W głowie wciąż misiem obraz ich dwoje i pytanie...Czy powinienem powiedzieć o tym Loli?
------------------------------------------------
Hej...to znów ja. Powracam, poniewaz prosila mnie o to pewna dziewczyna. Jestem bardzo wdzięczna za komentarze i proszę o wiecej. To bardzo motywuje jak widzicie i w każdej chwili moge dodać kolejny rozdzial. Milego czytania i do zobaczenia wkrótce.